Ukryte skarby Czarnych Gór [cz. 4.]


W czwartej części wycieczki po Czarnych Górach, na chwilę odpoczniemy od wspinaczki i wąskich dróg, nad brzegami Jeziora Llangorse. Ale tylko na chwilę! Z Talgarth – pradawnej stolicy regionu – ruszymy do Llanelieu i Llowes w poszukiwaniu przeszło tysiącletnich celtyckich krzyży. Zajrzymy też do ruin zamku w Bronllys. A w Pwll-y-Wrach, poszukamy duchów utopionych czarownic…

Wróćmy nad jeziora

Czy jest coś niestosownego w podziwianiu gór z dołu, bez konieczności, było nie było, wyczerpującego wdrapywania się na nie? Znajdą się na pewno tacy, którzy z całą stanowczością powiedzą, że owszem jest! Ale większość raczej nie będzie protestować. Szczególnie leżąc na miękkiej zielonej trawie, nad brzegiem Llangorse Lake. W wodach tego największego w Południowej Walii naturalnego jeziora przeglądają się i Czarne Góry, i Brecon Beacons ze swoją ponad osiemsetmetrową koroną Pen y Fan i Corn Du.

Llangorse Lake. W tle Pen y FanLlyn Syfaddan, jak nazywa się po walijsku, to pamiątka po ostatniej epoce lodowcowej. W przeciwieństwie jednak do typowych walijskich jezior polodowcowych (jak choćby Glaslyn u stóp Snowdona, Llyn Cau, w którym odbija się Cadair Idris, czy bliźniacze Llyn y Fan Fawr i Llyn y Fan Fach w Black Mountain, kilkadziesiąt kilometrów na zachód), Llangorse Lake nie leży wysoko w górach, otoczone złowieszczymi urwiskami i skalnymi rumowiskami. Głęboka i płaska niecka, w której się znajduje, wygląda prawie jak zielona wyspa otoczona morzem wrzosowisk, szorstkich traw i paproci.

Llangorse LakeJezioro, jak na największe w okolicy, jest… dość małe. Przy zaledwie stu trzydziestu dwóch hektarach, można je spokojnie obejść w dwie godziny. Można i warto! Praktycznie cały obszar wokół jeziora objęty jest ochroną (Llangasty Nature Reserve) i przyciąga rzesze miłośników podpatrywania ptaków.

Llangorse LakeWody Llangorse Lake słyną natomiast wśród wędkarzy. Prawdopodobnie w jeziorze złapano największego na świecie szczupaka. Ponad trzydziestokilogramową bestię wyciągnął rzekomo w 1846 roku mister O. Owen. Naukowcy podchodzą jednak do tej informacji z dystansem, z reguły niezbędnym w przypadku wędkarskich opowieści.

Jezioro ma też swojego mitycznego potwora, znanego jako Gorsey. Już w piętnastym wieku pisano o nim wiersze, a niestworzone historie opowiada się właściwie do dziś. W tej kwestii poważni badacze również zabrali głos, proponując hipotezę, że być może “potwór z Llyn Syfaddan” to… ogromny szczupak. Czyżby trzydziestokilogramowy?

Nad Llangorse LakeNiemal równie często jak wędkarzy, podglądaczy ptaków i łowców potworów, nad brzegiem Llangorse Lake można spotkać archeologów. Przyciąga ich tu jedyny w Walii crannog, czyli sztuczna wysepka usypana około czterdziestu metrów od brzegu, w okresie rozkwitu celtyckich królestw na Wyspach Brytyjskich. Znaleziono na niej, między innymi, tkaniny i biżuterię w stylu charakterystycznym dla Irlandii, datowane na ósmy-dziewiąty wiek. Na tej podstawie uważa się, że crannog mógł być siedzibą dworu Brycheiniog – jednego z potężniejszych wczesnośredniowiecznych królestw, którego wpływy rozciągały się na spory obszar dzisiejszej Południowo-Wschodniej i Środkowej Walii. Jego spadkobiercą – z nazwy i w dużym stopniu terytorium – było późniejsze hrabstwo Brecknockshire (Breconshire).

Crannog na Llangorse LakeDla odwiedzających Llyn Syfaddan przygotowano też niewielkie visitor centre. Drewnianą konstrukcję przypominającą tradycyjne domy z epoki żelaza (okrągła chata z nieco bajkowym, “grzybkowatym” dachem krytym strzechą) zbudowano na pomoście wychodzącym daleko w jezioro, skąd dodatkowo można cieszyć się niezwykle piękną panoramą.

Llangorse LakeSpacerując wokół Llangorse Lake, koniecznie trzeba zajrzeć do Llangasty Talyllyn, czyli “Kościoła-Świętego-Gastyna-nad-Brzegiem-Jeziora”. Ten, który stoi tu obecnie, pochodzi z dziewiętnastego wieku. Zaprojektował go John Parson – jeden z najbardziej znanych architektów epoki wiktoriańskiej – przez co różni się nieco od typowych, raczej surowych, wiejskich kościołów. Co jednak ciekawsze, Church of Saint Gastyn stoi w miejscu, gdzie modlono się już w połowie piątego wieku!

Llangasty TalyllynInteresujące jest też to, że Święty Gastyn, założyciel i przewodnik chrześcijańskiej wspólnoty znad jeziora… świętym nigdy nie był. Przynajmniej w sensie formalnym. Zapewne, jak inni celtyccy święci tego okresu, był po prostu dobrym człowiekiem, natchnionym mówcą i niezłym organizatorem. Ale wiadomo o nim niewiele, a właściwie nic. Może poza tym, że był nauczycielem innego świętego – Cynoga. To informacja o tyle przydatna, że Saint Cynog – jeden z licznej gromadki synów i córek Brychana, króla Brycheiniog – był w piątym wieku głową rosnącego w siłę celtyckiego Kościoła w Walii. Całkiem możliwe, że to on właśnie obwołał Gastyna świętym, i że to za jego sprawą zbudowano jedyny na świecie kościół Gastynowi dedykowany.

Cień królewskiej stolicy

Znad wód Llangorse Lake, ślady rodu Brychana prowadzą do Talgarth – dosłownie do “Podnóża-Wzgórz”. Piętnaście wieków temu znajdowała się tu stolica celtyckiego królestwa, skąd dwadzieścia cztery córki i dwudziestu dwóch synów Brychana ewangelizowało Walię. Dzisiaj, mikroskopijne miasteczko łatwo przegapić.

TalgarthTalgarthO dawnych, lepszych czasach Talgarth, przypomina jedynie kilka wiekowych budynków: strażnica przeprawy na niewielkiej rzeczce Ennig, dawny ratusz z wieżyczką zegarową i The Tower Hotel zbudowany w dziewiętnastym wieku dla farmerów-dżentelmenów ściągających do miasteczka na aukcje bydła.

TalgarthKościół Świętej Gwendoline w TalgarthJest też oczywiście – dużo za duży – kościół z czternastego stulecia. Zbudowano go w miejscu, gdzie prawdopodobnie pochowano Świętą Gwendoline (znaną też pod zlatynizowanym imieniem Wenna), jedną z córek Brychana, zamordowaną przez króla Gwynllywa, którego zaloty odrzuciła.

Święci i czarownice

Nawet jeśli podupadłe Talgarth samo w sobie nie zachwyca, nie zaszkodzi zatrzymać się tu na parę chwil i rozejrzeć trochę po okolicy.

Kilka minut autem i może pół godziny spacerem z miasteczka, przy drodze do Llangorse, stoi Trefeca College. W drugiej połowie osiemnastego wieku działała tu wspólnota religijna Howella Harrisa – jednej z najważniejszych postaci odrodzenia metodystycznego. Ten ruch religijno-społeczn-polityczny przeorał walijską świadomość i miał potężny wpływ na odrodzenie poczucia odrębności coraz bardziej zanglizowanych Walijczyków.

W niedzielę palmową 1735 roku, w kościele Świętej Gwendoline w Talgarth, Harris “nagle poczuł jak jego serce topi się niczym wosk przy ogniu od miłości Zbawcy”. Po tym głębokim przeżyciu, ruszył pieszo głosić kazania w całym kraju, pociągając za sobą tłumy wyznawców. Materialną pamiątką po tym natchnionym ruchu są setki prostych i surowych kaplic rozsianych po nawet najbardziej odludnych zakątkach Walii. W Trefeca, gdzie kaznodzieja powrócił po latach tułaczki, próbował stworzyć idealną wspólnotę religijną. Efekt był dość kontrowersyjny i bliższy fanatycznej sekcie niż ziemskiemu Edenowi.

Kościół Świętego Ellywa w LlanelieuDwie mile na wschód od Talgarth, w Llanelieu, już na zboczach Black Mountains, stoi wart odwiedzin kościółek Świętego Ellywa. Zbudowano go w trzynastym wieku, a w piętnastym dodano kilka zmian. Od tego czasu prawie nic się tu nie zmieniło. Zachowały się oryginalne freski, ozdobne lektorium datowane na czternaste stulecie i sporo wyposażenia z późniejszych epok. Ocalenie przed nadgorliwymi reformatorami, kościół w Llanelieu zawdzięcza chyba tylko Opatrzności. Tudzież niedostępnej lokalizacji. Szkoda tylko, że o tych skarbach można głównie poczytać, bo kościół stoi zamknięty, a klucza próżno szukać po domach rozsianych na zboczach gór.

Celtyckie krzyże z LlanelieuPechowcom, którym nie uda się zajrzeć do środka, na osłodę wystarczyć muszą dwa niewielkie kamienne bloki, na pierwszy rzut oka wyglądające jak stare nagrobki, oparte o ścianę kruchty. To wyjątkowo rzadkie, tak zwane pilar stones ozdobione celtyckimi krzyżami, wyrzeźbione w ósmym lub dziewiątym wieku. Prawdziwa gratka dla miłośników celtyckich staroci!

Z Llanelieu, labirynt górskich lanes prowadzi do rezerwatu Pwll-y-Wrach – “Sadzawki-Wiedźm”. To nieco ponad osiem hektarów starego lasu porastającego strome ściany wąwozu rzeki Ennig, plus kilka mniejszych i większych kaskad z najbardziej widowiskowym Pwll-y-Wrach, od którego nazwano cały chroniony obszar. Doskonałe miejsce na długi spacer wśród niemal dziewiczej przyrody, o co na Wyspach wcale niełatwo. A przy okazji… Nazwa Pwll-y-Wrach, zdaniem niektórych, sugeruje, że w niewielkiej sadzawce wypłukanej przez wodospad topiono kiedyś czarownice. Więc może i spacer z dreszczykiem?

Wodospad Pwll-y-WrachZ bardzo krótką wizytą można też wpaść do zamku Bronllys na rogatkach Talgarth, przy drodze do Hay-on-Wye. Bronllys Castle nigdy szczególną twierdzą nie był i na kartach historii występuje raczej sporadycznie. Chociaż kilku średniowiecznych spiskowców i zdrajców tu pomieszkiwało.

Według królewskich rejestrów, już pięć wieków temu zamek był bezbronną i opuszczoną ruiną. I tak pozostało do dziś. Wbrew pozorom, zupełnie dobrze świadczy to o jego budowniczych. Keep, czyli stołp, czyli po prostu kamienna baszta mieszkalno-obronna budzi respekt. Wysoka na przeszło dwadzieścia pięć metrów, ścianach grubości kilku i trzech piętrach, skrywała niegdyś lordowskie apartamenty z kominkami, oknami z szerokimi parapetami, latrynami i wszelkimi wygodami narzucanymi przez epokę. Poza tym, całkiem przyjemnie ogląda się z niej okolicę.

Bronllys CastleZbliżając się do Hay, tuż przed “Miastem Książek”, warto jeszcze na chwilę zatrzymać się w Llowes i zajrzeć do miejscowego kościoła. Kryje on niezwykły kamienny krzyż – Saint Meilig’s Cross. Trzytonowy głaz to prawdopodobnie prehistoryczny menhir, który przez całe tysiąclecia stał na jednym z okolicznych wzgórz. Gdzieś około jedenastego wieku tajemniczy artysta wyrzeźbił w nim dwa krzyże. Jeden, zwyczajny i prosty niczym się nie wyróżnia. Za to drugi – wspaniały, ozdobny krzyż celtycki – naprawdę zachwyca!

Imponujący krzyż Świętego Meiliga w LlowesW całej Walii podobnych dzieł sztuki jest może kilkanaście. Większość na południowym i zachodnim wybrzeżu. Spory kawałek od Czarnych Gór. Nietaktem byłoby nie skorzystać z okazji.

Twoim zdaniem