Walijska Kraina Jezior


Zapory i jeziora dolin Elan i Claerwen to jeden z najpiękniejszych zakątków na Wyspach Brytyjskich. Powstały z konieczności, ogromnym wysiłkiem i kosztem. Stały się symbolem technicznej potęgi wiktoriańskiej Anglii, a jednocześnie jej lekceważenia dla małej i zacofanej Walii. Dziś, po przeszło stu latach od ich wybudowania, gniew budzą w nielicznych, ale zachwyt u niemal każdego, kto tu trafi.

Spragniona metropolia

Dziewiętnasty wiek w Wielkiej Brytanii, to okres niepohamowanego rozwoju przemysłowego. Jednym z jego centrów stało się Birmingham. Miasto, które w 1785 roku liczyło nieco ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, sto lat później dobijało już do pół miliona! Nagły i niemal niekontrolowany rozrost pociągał za sobą masę problemów. Jednym z najpoważniejszych wyzwań przed jakimi stanęły władze miejskie, stało się zaopatrzenie metropolii w czystą wodę. Jej brak doprowadził do wybuchu kilku poważnych epidemii tyfusu i cholery.

Presja kierowanej przez Josepha Chamberlaina rady miejskiej na rząd londyński, zaowocowała wydaniem w 1892 roku Birmingham Corporation Water Act. Na mocy nowego prawa Korporacja Birmingham – jak wówczas nazywał się zarząd miasta – dostała nadzwyczajne prawo przymusowego wykupu dorzeczy dwóch niewielkich walijskich rzek Elan i Claerwen. W sumie ponad 180 kilometrów kwadratowych gruntów!

O wyborze zadecydowały trzy główne czynniki. Po pierwsze wysoka nawet jak na Walię, sięgająca prawie dwóch metrów roczna suma opadów. Po drugie topografia i geologia – wąskie i głębokie doliny o skalistym podłożu doskonale nadawały się do budowy zapór i magazynowania wody. I po trzecie wysokość nad poziomem morza – generalnie większa niż Birmingham – umożliwiająca grawitacyjny spływ wody bez konieczności jej przepompowywania.

Prace nad tym, jednym z największych w wiktoriańskiej Brytanii, projektem rozpoczęły się w 1893 roku i trwały, z dłuższymi przerwami aż do 1952 roku. W efekcie powstał spektakularny krajobraz, w którym dzieło rąk ludzkich doskonale wtopiło się w surową scenerię Środkowej Walii.

Megaprojekt – wersja wiktoriańska

Potężne przedsięwzięcie jakim była budowa systemu zapór na rzecze Elan wymagało ogromnego zaplecza. Dlatego w jego pierwszym etapie wzniesiono osiedle dla tysięcy robotników, którzy wkrótce mieli uwijać się na tym wielkim placu budowy i linię kolejową dostarczającą im materiały.

Elan Village, jak ochrzczono osadę, zaprojektował architekt Herbert Tudor Buckland w stylu Arts and Crafts, zakładającym tworzenie sztuki użytecznej i funkcjonalnej, ale nie pozbawionej wartości estetycznych. I tak, osiedle wyposażono w szkołę, sklep, pub, bibliotekę, stołówkę, publiczną łaźnię i dwa szpitale – jeden dla zakaźnie chorych, drugi dla ofiar wypadków.

Warto wspomnieć, że szkoła przewidziana była tylko dla dzieci do jedenastego roku życia. Starsze wysyłano do pracy. Specyficzne przepisy obowiązywały też w łaźni: mężczyźni mieli prawo korzystać z niej trzy razy w tygodniu, ale kobiety tylko raz. Wstęp do pubu natomiast, zarezerwowany był jedynie dla mężczyzn.

Codzienne życie w Elan Village przypominało trochę koszary. Dostępu do niej pilnowali strażnicy, których głównym zadaniem była konfiskata nielegalnego alkoholu i ograniczenie do minimum “nieproszonych gości”. Zanim nowy robotnik został wpuszczony do osady, musiał spędzić noc w rodzaju poczekalni, gdzie był odwszawiany i badany pod kątem chorób zakaźnych. Po kwarantannie trafiał do domu, który małżeństwo dzieliło z ośmioma kawalerami. Ciekawe, że w założeniu miało to gwarantować spokój(?).

Budowa pięćdziesięciu trzech kilometrów linii kolejowej – The Elan Valley Railway (EVR) – w trudnym terenie, zajęła trzy lata. Cztery nitki szyn, połączyły poszczególne place budowy z Rhayader, dokąd Cambrian Railways Mid Wales dostarczały zaopatrzenie i materiały budowlane z odległych zakątków kraju. W innych okolicznościach, EVR sama w sobie stanowiłaby nie lada osiągnięcie inżynieryjne, ale w Elan Valley była zaledwie tymczasowym narzędziem do dalszych prac.

Gdy zaplecze było gotowe, do akcji wkroczyła armia robotników. Pięćdziesięciotysięczna (!) armia, która w dziesięć lat, za sześć milionów funtów zbudowała cztery zapory, 118. kilometrowy akwedukt łączący Elan Valley z Birmingham, i dziesiątki, jeśli nie setki, dodatkowych konstrukcji.

21. lipca 1904 roku, król Edward VII i królowa Alexandra uroczyście odkręcili zawory i woda popłynęła do spragnionego Birmingham. Nie oznaczało to jednak końca projektu. Tylko w Elan Valley prace trwały jeszcze dobrych kilka lat. Ich symbolicznym przypieczętowaniem było rozebranie linii kolejowej w 1912 roku. Ale na realizację wciąż czekał drugi etap przedsięwzięcia – budowa zapór na rzece Claerwen.

W pierwotnych założeniach, budowa drugiej części kompleksu – składającego się z trzech kolejnych zapór – miała zacząć się w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Zmiany projektu i wybuch wojny skutecznie pokrzyżował jednak te plany.

Zatopiona wspólnota

Zapewnienie zaopatrzenia w wodę dla ogromnego Birmingham, oznaczało śmierć dla niewielkiej społeczności zamieszkującej obie doliny. Prawo zatwierdzone przez londyński parlament, nie zakładało opcji sprzeciwu i negocjacji. Mieszkańcy Elan i Claerwen Valley zostali wysiedleni. Ci zamożni – właściciele ziemscy – choć stracili posiadłości, dostali odszkodowanie. Drobni farmerzy, tylko dzierżawiący od nich skrawki ziemi, którzy nierzadko mieszkali tu od pokoleń, zostali z niczym.

Pod wodami sztucznych jezior znalazły się dwa dworki: Cwm Elan i Nantgwyllt. Pierwszy, sto lat przed zalaniem dolin, kupił Thomas Grove i, jak opisywał to ówczesny przewodnik, z “dziesięciu tysięcy bezwartościowych akrów, stworzył raj”. Nantgwyllt House natomiast, od pokoleń związany był ze starym rodem Lewis Lloyd i to wokół niego i jego gospodarzy toczyło się życie w dolinach.

Obie posiadłości łączy postać Percyego Bysshe Shelley – dziewiętnastowiecznego poety romantycznego, który marzył, by osiąść w tych stronach ze swoją… nastoletnią żoną. Cwm Elan należało do jego dalekich krewnych i to najprawdopodobniej podczas wizyt u nich zauroczyły go środkowo walijskie pustkowia. Jako idealne rodzinne gniazdo widział Nantgwyllt. Niestety, trwające kilka miesięcy negocjacje z właścicielami zakończyły się fiaskiem. Podobnie zresztą jak małżeństwo poety.

Oprócz wspaniałych domów w dolinach stało też osiemnaście farm, które choć oczywiście nie tak urodziwe, dla ich mieszkańców były całym światem.

Hetty Price, córka farmera, która w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku mieszkała w dolinie Claerwen, u schyłku życia wspominała “przyjemną szkołę”, stojący niedaleko kościół Nantgwyllt, do którego “brodaty pastor przyjeżdżał konno z Rhayader” i młyn napędzany wodami potoku, który służył jednocześnie jako tartak. W osadzie był też “sklep Setha Thomasa, gdzie było prawie wszystko: mąka, artykuły spożywcze i słoje pełne słodyczy”.

Cały ten świat zniknął pod wodą. W ramach rekompensaty Korporacja Birmingham zbudowała tylko zupełnie nowy Nantgwyllt Church. Choć nie bardzo wiadomo dla kogo. Dziś służy on głównie zabłąkanym wędrowcom, szukającym schronienia przed deszczem, który w tych stronach, niezmiennie, pada zbyt często.

Pięć zapór

Kompleks Elan Valley składa się z pięciu jezior i pięciu zapór. Cztery z nich – Craig Goch, Pen-y-garreg, Garreg Ddu i Caban Coch – przecinają Dolinę Elan, tworząc jeziora o tych samych nazwach.

Pierwsza zapora – stojąca najdalej w górę rzeki – Craig Goch, nazywana czasem “górną tamą”, nie bezpodstawnie uważana jest przez wielu za najatrakcyjniejszą. Jej szczytem prowadzi wąska droga, pod którą przelewają się ogromne masy wody. Dodatkowo zdobi ją niewielka wieżyczka z zielonym, miedzianym dachem. Jej budowę rozpoczęto najpóźniej – dopiero w połowie 1897 roku – bo aż trzy lata zajęło doprowadzenie tu kolei.

Pen-y-garreg, drugą z zapór, zbudowano w miejscu, gdzie bardzo strome zbocza doliny dzieli nie więcej niż dwieście metrów. Podobnie jak pierwszą tamę, zdobi ją niewielka wieżyczka. Prowadzi do niej tunel w jej wnętrzu (!), oświetlony jedynie naturalnym światłem wpadającym przez maleńkie świetliki wbudowane w ścianę zapory. Ścieżka biegnąca praktycznie przy samej podstawie tamy, pozwala poczuć jej potęgę. Szczególnie kiedy przelewająca się woda tworzy ogromny wodospad.

Garreg Ddu – kolejna zapora – jest niezwykła. Wielu zapuszczających się do Elan Valley turystów nie wie nawet, że to zapora i omyłkowo biorą ją za most przecinający jezioro Caban Coch. Tymczasem most opiera się właśnie na podwodnej tamie. Niecodzienna konstrukcja nie jest jednak szalonym wymysłem wiktoriańskich inżynierów, ale ma jak najbardziej praktyczne zastosowanie.

Tuż przed zaporą-mostem Garreg Ddu stoi kolejna malownicza wieża – Foel Tower. To tutaj woda z Elan Valley zaczyna swoją długa drogę do Birmingham. Żeby cały system mógł funkcjonować bez zakłóceń, poziom wody przy Foel Tower musi sięgać przynajmniej jej ujęć w podstawie wieży. I temu służy “zatopiona tama”. W przeszło stuletniej historii kompleksu Elan Valley zaledwie kilka razy zdarzyły się susze tak poważne, że odsłoniły Garreg Ddu, ale właśnie tych kilka razy potwierdziło pomysłowość jej budowniczych.

Ostatnia z zapór – Caban Coch – jest najprostsza spośród całej czwórki. Nie ma żadnych, mniej lub bardziej zbędnych, ozdobników. Ale kiedy przelewa się przez nią woda, tworząc szeroki na ponad sto osiemdziesiąt i wysoki na prawie czterdzieści metrów wodospad, niepotrzebne są żadne dodatki! Caban Coch spełnia podwójną rolę. Pierwsza, oczywista, to zatrzymanie wody w jeziorze Caban Coch. Druga to zapewnienie stałego poziomu wody w rzecze Elan, będącej jednym z głównych dopływów rzeki Wye, z którą łączy się mniej więcej dwa kilometry od tamy.

Choć każda z zapór na rzece Elan jest na swój sposób wyjątkowa, łączy je niezwykła, jak na typowo przecież użytkowe konstrukcje, estetyka, tak zwanego “birminghamskiego baroku”. Wieżyczki, kamienne progi efektownie rozcinające spływającą po nich wodę, wszystkie dodatkowe budynki techniczne, kościół Nantgwyllt zbudowany w zamian za zatopioną świątynię, masa detali, a nawet żeliwne ogrodzenia… Zadbano o najdrobniejsze szczegóły! Dziś prawdopodobnie nikt by sobie nie pozwolił na takie fanaberie, ale wiktoriańskie Imperium, w którym słońce nigdy nie zachodziło, mogło. Warto też wspomnieć, że kamień, którym olicowano tamy i wszystkie budynki w dolinie, sprowadzano aż z Glamorgan na południu Walii, co tylko potwierdza rozmach budowniczych. Lokalnego, zbyt miękkiego kamienia, używano jedynie do wypełnienia wnętrza konstrukcji.

Oryginalny projekt kompleksu Elan Valley, jak już wyżej wspomniano, zakładał budowę kolejnych trzech zapór na dopływie Elan – rzece Claerwen. Rozpoczęcie tego etapu planowano na lata trzydzieste ubiegłego stulecia. Z różnych powodów budowę jednak odwlekano. Aż do dramatycznej suszy z 1937 roku, kiedy zapasy wody spadły do alarmowo niskiego poziomu. Wtedy też pojawił się pomysł, żeby zamiast trzech mniejszych, zbudować jedną, potężną tamę. Ale gdy dopracowywano ostatnie szczegóły, wybuchła wojna i projekt na kolejnych kilka lat trafił do szuflady.

Budowa Claerwen Dam rozpoczęła się w 1946 roku, przeszło pół wieku po tym, jak pierwsi robotnicy pojawili się w Elan Valley. Ogromny skok technologiczny jaki dokonał się w tym czasie, zupełnie nowe materiały i maszyny, wojenne doświadczenia inżynierów… Wszystkie te czynniki sprawiły, że wznoszenie ostatniej tamy wyglądało zupełnie inaczej, niż jej mniejszych sąsiadek. Zaledwie czterystu siedemdziesięciu robotników (“zaledwie” w porównaniu do pięćdziesięciu tysięcy, którzy uwijali się w sąsiedniej dolinie), potrzebowało sześciu lat, na wzniesienie największej w swoim czasie zapory w Europie. The big “C”, jak bywa nazywana, wznosi się na pięćdziesiąt sześć metrów i ma ponad trzysta pięćdziesiąt metrów długości. Kolos!

Co ciekawe, mimo że Claerwen Dam zbudowano z betonu, jej projektanci chcieli by “pasowała” do reszty zapór i za dodatkowym, niemałym kosztem, obłożono ją ręcznie obrabianym kamieniem. Zadanie to trzeba było zlecić setce włoskich kamieniarzy, bo większość brytyjskich pracowała w tym czasie przy odbudowie Londynu z wojennych zniszczeń.

Oficjalne otwarcie tamy, 23. października 1952 roku, było jednym z pierwszych monarszych zadań, koronowanej ledwie kilka miesięcy wcześniej, królowej Elżbiety II.

Dla ścisłości, wspomnieć można o jeszcze dwóch zaporach, które uważne oko wypatrzy w Elan Valley. Pierwszą – Nant-y-Gro – zbudowano przy okazji wznoszenia Elan Village i jej głównym zadaniem było zaopatrzenie osady w wodę. A zapotrzebowanie musiało być całkiem spore w czasie gdy mieszkały tam tysiące robotników. W czasie II Wojny Światowej, na nieużywanej już wówczas tamie, wojskowi saperzy testowali tak zwane bomby skaczące, których później skutecznie używano do niszczenia zapór w niemieckim Zagłębiu Ruhry. Druga – Dol-y-mynach – to właściwie nie tama, a jedynie jej całkiem pokaźny fundament. Powstał na rzece Claerwen w tym samym czasie co zapory w Dolinie Elan. Dol-y-mynach miała być jedną z trzech zapór na tej rzece, ale po zalaniu sąsiedniej doliny, miejsce w którym planowano ją postawić, również znalazłoby się pod wodą. Jak wiadomo, plany się zmieniły, ale solidny fundament został.

Jak to działa?

Biorąc pod uwagę ogromny nakład pracy i środków jakie zainwestowano w Elan Valley, zaskakująca jest w gruncie rzeczy prostota z jaką działa cały system. Padający w tych stronach dość często i obficie deszcz, rzekami i strumieniami wypełnia pięć sztucznych jezior. Te są w stanie pomieścić około miliarda litrów wody. Jej nadmiar, tyleż zwyczajnie co widowiskowo przelewa się przez zapory i zasila rzekę Wye.

Do Birmingham, dla którego zbudowano cały kompleks, woda z dolin Elan i Claerwen płynie liczącym 118 kilometrów długości akweduktem. Geniusz projektu polegał na tym, by płynęła swobodnie, bez konieczności jej pompowania. Udało się to osiągnąć ustawiając ujęcie wody tuż przy podwodnej zaporze Garreg Ddu, w podstawie niepozornej Foel Tower. Wieża stoi dokładnie pięćdziesiąt dwa metry wyżej niż Frankley Reservoir w Birmingham, do którego spływa woda z Elan Valley. Pokonanie całej trasy zajmuje jej dwa dni. W tym czasie walijska deszczówka jest wielokrotnie oczyszczana i filtrowana, co jednak nie wpływa na jej, wyjątkową podobno, miękkość.

Sam akwedukt nie jest szczególnie widowiskowy. Właściwie tylko na kilku odcinkach – głównie kiedy przecina kolejne doliny – jest w ogóle widoczny. Poza tym wije się w zależności od ukształtowania terenu, często znikając w wielokilometrowych tunelach.

Jako sposób na dodatkowe wykorzystanie zapór Elan Valley, kilkanaście lat temu wszystkie wyposażono w turbiny prądotwórcze. Ich całkowita produkcja to nieco ponad cztery megawaty. Wystarczająco by zainteresować europejską filię rosyjskiego koncernu energetycznego Gazprom.

Natura i dzieło człowieka

Jest niemałym paradoksem, że Elan Valley, dzieło rąk ludzkich, ogromne przedsięwzięcie inżynieryjne, które bezpowrotnie zniszczyło lokalną wspólnotę i całkowicie zmieniło istniejący od tysięcy lat krajobraz, kilka dekad później stało się symbolem dzikiej natury, do której ciągną mieszczuchy z odległych zakątków Wysp. Kiedy sto lat temu zbocza dolin Elan i Claerwen odbijały echem eksplozje poruszające góry i sapanie parowozów mozolnie ciągnących wagony wyładowane cementem i kamieniami, raczej niewielu przyszło do głowy, że właśnie powstaje jeden z najbardziej malowniczych zakątków Walii, “walijska kraina jezior”.

Dzisiaj większość ze stu osiemdziesięciu kilometrów kwadratowych Elan Estate (jak formalnie nazywa się cały ten obszar) należy do jednego z dwunastu obszarów chronionych (ang.: Site of Special Scientific Interest). Wydzielono je w zależności od specyfiki ekosystemu. Znaleźć tu można wrzosowiska (moorland), mokradła (bog), rzadkie lasy (woodland) i, oczywiście, rzeczne doliny, wąwozy i jeziora. Całość jest praktycznie bez ograniczeń dostępna dla miłośników włóczęgi, bo – to ciekawostka – Birmingham Corporation Water Act z 1892 roku, zabrania stawiania płotów na otwartych wzgórzach. Niżej co prawda kilka się znajdzie, ale wyznaczonych i dobrze utrzymanych ścieżek też nie brakuje.

Trzynastokilometrowy Elan Valley Trail, na trasie którego uwzględniono wszystkie jeziora Doliny Elan (ale nie Claerwen), choć dość długi, jest łatwy i prawie dla każdego. Można go też, z niewielkimi detourami, przejechać rowerem lub konno.

Bardziej ambitni powinni wybrać się do Doliny Claerwen, a właściwie na górujące nad nią wzgórza. Oprócz uczucia bycia na absolutnym pustkowiu i doskonałych widoków, można tu też znaleźć kilka prehistorycznych kamieni (standing stones), ustawionych w tajemniczych celach, przez zamieszkujących te strony tysiące lat temu ludzi. Szczególnie śnieżnobiały, kwarcowy Pen Maen Wern na wzgórzu o tej samej nazwie, dosłownie, olśniewa. Stojący kilkaset metrów od niego Waun Lydan jest nieco mniej spektakularny, ale panorama jaka się wokół niego rozpościera zadowoli każdego.

Odważni, czyli niebojący się owiec, mogą też spędzić noc na wzgórzach. Od kilku lat Elan Valley cieszy cię statusem International Dark Sky Park, co oznacza, że nocne niebo, o ile nie zachmurzone, oferuje niepowtarzalny gwiezdny spektakl.

W niebo powinni też spoglądać miłośnicy ptaków, bo Elan Estate jest największym w Walii siedliskiem ptactwa lądowego. To tu, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, schroniły się ostatnie sztuki kani rudej (red kite), i tu zapoczątkowano program jej reintrodukcji. Gdyby nie to, ten majestatyczny drapieżnik prawdopodobnie nie byłby dziś jednym z symboli Walii.

I kto wie, jak dziś wyglądałyby te strony, gdyby przeszło sto lat temu, brutalnym dekretem z Londynu, nie zarządzono budowy kompleksu Elan Valley? Zapewne malowniczo, ale czy aż tak?

____________
Informacje praktyczne:

Elan Valley leży w samym środku walijskiego pustkowia i, jak łatwo się domyślić, niełatwo tu dotrzeć. W każdym razie nie transportem publicznym. Jedyną rozsądną opcją jest dojazd autobusem do Rhayader, a dalej taksówką, rowerem (w miasteczku działała swego czasu wypożyczalnia przy sklepie rowerowym), lub pieszo (znamy takich, którzy próbowali!).

Dojazd autem jest dość prosty. Trasą A44 (od strony Aberystwyth lub z Anglii), albo A470 (od południa lub z północy) do Rhayader, a następnie kilka kilometrów drogą B4518. Kod do nawigacji (doprowadzający prawie (!!!) do Visitor Centre): LD6 5HP. Grid reference dla korzystających z map Ordnance Survey: SN 928 646.

Przy zaporze Caban Coch (pierwszej od strony Rhayader) znajduje się Visitor Centre. Można tu znaleźć informacje na temat kompleksu i niewielką wystawę na temat jego budowy, jak również zjeść lub wypić coś ciepłego i wynająć rowery.

Przy każdej z zapór są parkingi, przy Claerwen i Pen-y-garreg dodatkowo wyposażone w toalety.

Tuż za mostem Pen-y-bont znaleźć można niewielki tea room oferujący też zakwaterowanie.

4 thoughts on “Walijska Kraina Jezior”

Twoim zdaniem