Tag Archives: gaer llwyd burial chamber

Kwitnące Usk

Usk - Twyn SquareLeżące w graniczącym z Anglią hrabstwie Monmouthshire maleńkie Usk, ma wszystko, czego może poszukiwać turysta błądzący bocznymi walijskim drogami. Dziwnym trafem niewielu ich tu dociera.

Swoją angielską nazwę miasteczko zapożyczyło od przepływającej przez nie rzeki. Walijska – Brynbuga – oznacza “Wzgórze Bugi”. Chociaż prawdę powiedziawszy, wzgórz w tej okolicy, jak na Walię oczywiście, niewiele, a zamiast zielonych pastwisk podgryzanych przez setki owiec, w krajobrazie wokół Usk dominują płaskie pola uprawne. Poza tym drobnym szczegółem, cała reszta jak ulał pasuje do klasycznej walijskiej opowieści.

Początki Usk sięgają zamierzchłych czasów, kiedy w okolicy urządzali się Rzymianie. Około 55. roku naszej ery, generał Aulus Didius Gallus założył tu pierwszą w Walii fortecę. Mimo dość niekorzystnego położenia nad notorycznie wylewającą rzeką, legioniści zatrzymali się tu na prawie dwadzieścia lat, po czym przenieśli się do niedalekiego Caerleon. W tamtejszym National Roman Legion Museum znaleźć można dziś większość pamiątek z okresu rzymskiego wykopanych w Usk i okolicy.

Co działo się przez kolejnych tysiąc lat, można się tylko domyślać. Zapewne, jak to na pograniczu, spokojnie bywało tylko czasem. Niespokojne były też pierwsze stulecia po normańskim podboju. Ze swoimi żyznymi polami i przyjazną topografią, Gwent, czyli południowo-wschodni fragment dzisiejszej Walii, od początku stanowił łakomy kąsek dla najeźdźców.

Jako miasto z prawdziwego zdarzenia, Usk powstało gdzieś między 1120 a 1170 rokiem. Głównie za sprawą Richarda de Clare, drugiego earla Pembroke. To z jego inicjatywy istniejącą osadę podzielono na równe kwartały otaczające główny rynek – Twyn Square. Mimo upływu setek lat, ten układ architektoniczny zachował się do dziś. Dzięki temu miasteczko pozbawione jest charakterystycznego dla wielu średniowiecznych wyspiarskich miast chaosu, z wąskimi zaułkami, albo ślepymi czy zbiegającymi się pod przedziwnymi kątami uliczkami.

Gdzieś w tym czasie, zaczęto też przebudowywać górujący nad miastem zamek, z typowej normańskiej ziemno-drewnianej warowni, w dość poważną kamienną twierdzę. Walijczycy wciąż jeszcze dawali się mocno we znaki najeźdźcom i zajmowali miasteczko wraz z zamkiem przynajmniej kilkukrotnie. Aż w końcu za dostosowanie zamku do potrzeb i obowiązujących trendów, zabrał się William Marshal – jeden z najznamienitszych rycerzy swoich czasów i słynny budowniczy potężnych zamków, żeby wspomnieć choćby Chepstow i Pembroke. Zapewne to jemu Usk Castle zawdzięcza kamienne mury obronne z okrągłymi basztami i wieżę garnizonową.

Duchowe zaplecze mieszkańcom Usk zapewniały mniszki z klasztoru benedyktynek, które sprowadziły się tu już w 1170 roku. Chociaż niektórzy twierdzą, że był to raczej szpital złamanych serc i miejsce odosobnienia dla niepokornych córek. Adam z Usk – średniowieczny kronikarz urodzony w miasteczku – wspominał nawet w swoich woluminach o przeoryszy niemal jawnie romansującej z zamkowym zarządcą. Jak wszystkie zakony na Wyspach i ten w Usk został rozwiązany za panowania Henryka VIII, ale pozostał po nim pokaźny kościół z obronną wieżą i malownicza brama klasztorna.

Wyjątkowo brutalnie obeszli się z miasteczkiem powstańcy Owaina Glyndŵr, praktycznie równając je z ziemią w 1403 roku. Kto wie, być może w ramach rewanżu, dwa lata później zamkowy garnizon zdziesiątkował siły rebeliantów w bitwie znanej jako Battle of Pwll Melin, co zdaniem części historyków zapoczątkowało upadek ostatniego powstania Walijczyków.

Przez kolejne stulecia niewiele się tu działo. Chwilowy rozkwit przyniosła miasteczku produkcja lakowanych naczyń wzorowanych na japońskich, ale wraz z przeminięciem mody – gdzieś w połowie dziewiętnastego wieku – Usk ponownie pogrążyło się w sielankowym marazmie. I trwa tak praktycznie do dziś.

Mimo bliskości południowo-walijskich Dolin, Usk ominęła burza rewolucji przemysłowej. Miasteczko było i pozostało centrum rolniczej krainy, o czym informuje i przypomina fantastyczne Usk Rural Life Museum przy New Market Street.

To niezwykłe miejsce, prowadzone społecznie przez lokalnych entuzjastów, gromadzi wszelkie materialne pamiątki związane z życiem i pracą na wsi. W starym magazynie słodowym zgromadzono tysiące (!!!) eksponatów z okresu, mniej więcej, od końca osiemnastego wieku do wczesnych lat po drugiej wojnie światowej. Znaleźć można tu absolutnie wszystko: tradycyjne stroje, przyrządy do produkcji masła czy domowego alkoholu, narzędzia do podkuwania i kastracji zwierząt, najróżniejsze maszyny rolnicze i całą kolekcję odnowionych, pięknie zdobionych wozów. Gdyby po sąsiedzku znajdował się skansen, byłoby to jedno z najlepszych tego typu muzeów na Wyspach! Warto spędzić tu kilka godzin.

Po nadmiarze wrażeń w muzeum warto jeszcze wybrać się na spacer po miasteczku. New Market Street, zaczynająca się przy kamiennym moście na rzece Usk, to architektoniczny przegląd przynajmniej pięciu ostatnich stuleci. Obok surowego i raczej wiejskiego muzeum, stoją tu niewielkie wiktoriańskie szeregowce, kamienice z żółtej cegły pasujące raczej do przemysłowych miast północy, miejskie wille z ogromnymi ogrodami i najstarszy dom w miasteczku – zbudowany prawdopodobnie w gdzieś na przełomie piętnastego i szesnastego wieku – noszący jakże oryginalną nazwę – Old House. Przy sąsiedniej Old Market Street, stoi nieco nowszy, ale nie mniej imponujący Great House. Zajmujący obecnie aż sześć adresów, w czasach jego świetności zamieszkały był przez najbogatszą rodzinę w Usk.

Najdłuższa ulica miasteczka – Mayport Street – to snów przemieszanie stylów. Warto zwrócić tu uwagę na Session House – wiktoriański pałacyk, który przez lata pełnił różne funkcje administracyjne, a dziś służy jako sala koncertowa, pałac ślubów i miejsce spotkań lokalnych organizacji. Dwa kroki dalej – to coś dla koneserów – grubymi murami odgradza się od miasteczka Usk Prison – zbudowane w 1842 roku i wciąż działające więzienie.

Wracając do centrum, przez Church i Priory Street, dochodzimy do centralnego placu miasteczka – Twyn Square – z charakterystyczną wieżą zegarową, upamiętniającą panowanie królowej Wiktorii. W dawnych czasach plac pełnił rolę miejskiego targowiska. Dziś… to wielobarwna wystawa kompozycji kwiatowych.

Z powodów znanych zapewne tylko wtajemniczonym, od 1981 roku, mieszkańcy Usk masowo i entuzjastycznie angażują się w ozdabianie miasteczka kwiatami. Od trzydziestu dwóch lat, w swojej kategorii, nie mają w Walii, a czterokrotnie triumfowali również na szczeblu krajowym w konkursie Britain in BloomKwitnąca Brytania.

Przy Twyn Square kwiatowe klomby i rabaty zajmują każdy wolny kawałek, ale wylewają się też kaskadami z donic wiszących na praktycznie wszystkich budynkach wokół placu. Sąsiednie ulice wyglądają odrobinę skromniej. Pomiędzy czerwcem a wrześniem Usk kwitnie setką barw. Jak najbardziej dosłownie.

Z Twyn Square, krótki spacer prowadzi do ruin zamku. Tu też nie brak kwiatów, a dodatkowo przeróżnych rzeźb, bo zamek w pewnym sensie, stoi w prywatnym ogrodzie. Rodzina Humphreyów udostępnia go zwiedzającym za dobrowolne datki. O tłumy raczej tu ciężko, chyba że akurat trafimy na średniowieczny festyn, albo, stylizowane na dworskie, wesele.

Atrakcji nie brak też w bliskim sąsiedztwie Usk. Znakiem rozpoznawczym okolicy i zdecydowanym faworytem fotografów jest wiatrak w Llancayo, jakieś półtora kilometra od miasteczka, przy drodze do Abergavenny.

Wiatrak i sąsiadująca z niem farmę wybudowano około 1800 roku. Niestety, niedługo potem wiatrak spłonął i przez 150 lat potężna wypalona skorupa czekała na drugą szansę. Aż do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy wiatraczną farmę kupiło małżeństwo Helen i Peter Morgan. Odbudowa trwała kilka lat i ostatecznie zakończyła się w 2009 roku. Wiatrak co prawda nie mieli dziś ziarna, ale można go na przykład wynająć jako luksusowy wakacyjny dom. Przede wszystkim jednak, olśniewająco biały, prezentuje się świetnie na tle zielonej okolicy.

Na wschód od Usk krajobraz wraca do walijskiej normy i wąskie drogi wiją się i wspinają na zbocza wzgórz, łącząc miniaturowe osady o niewymawialnych nazwach. W jednej z nich znaleźć można jedyny neolityczny grobowiec (cromlech) w Monmouthshire – Gaer Llwyd burial chamber – “zbudowany” z trzech głazów przykrytych ogromną kamienną płytą. jak często bywa z takimi miejscami, Gaer Llwyd ma swoją ludową legendę. Według niej, Twm Siôn Cati (taki walijski Robin Hood), miał się w tym miejscu pojedynkować z diabłem na celność rzucania kamieniami. Gdy wynik pojedynku był 2:1 dla księcia ciemności, Twm podstępnym, ale celnym rzutem przykrył pozostałe, wygrywając tym samym pojedynek.

Kilka mil dalej, dokładnie w połowie drogi między Usk a Chepstow, w środku pasma wzgórz znanych jako Trellech Ridge, leży parafia Kilgwrrwg. Oprócz groźnie brzmiącej nazwy i dosłownie pół tuzina luźno rozsianych farm, Kilgwrrwg ma też niezwykły, kamienny kościółek. W kategorii odludności na pewno nie znajdzie rywali w całym hrabstwie, a kto wie, czy na całych Wyspach znaleźli by się jacyś? Żeby do niego dotrzeć, oprócz karkołomnych dróg, trzeba jeszcze przejść kilkaset metrów od najbliższej farmy, pokonując dwa pola i strumień.

Choć i lokalizacja, i zaokrąglony kształt kościelnego dziedzińca, i sama nazwa sugerują, że mamy do czynienia ze starym, celtyckim miejscem kultu, dodatkowe dowody znaleźć można na piśmie (!!!), w dokumentach datowanych na… 722 rok. Z tych najdawniejszych czasów nie zachowało się wprawdzie nic, a dzisiejsza budowla to w większości efekt dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych renowacji, ale przed kościołem stoi kamienny krzyż z czasów sprzed normańskiego podboju, a więc liczący sobie ponad tysiąc lat. Jeśli dodać do tego rewelacyjny widok na okoliczne wzgórza, a przy dobrej pogodzie również na nie tak odległe Black Mountains, Kilgwrrwg Church of the Holy Cross to wymarzone miejsce do kontemplowania historii okolicy.

A później zawsze można odwiedzić niedalekie, potężne zamczyska w Chepstow albo Raglan…