Category Archives: przegląd prasy

Walia w top 10 według Rough Guide

fot. Rough Guide
Potwierdza się to, o czym my na Smoku wiemy już od dawna: Walia jest niezwykła.

Producent znakomitych przewodników turystycznych, Rough Guide (nawiasem mówiąc, ich The Rough Guide to Wales nie ma sobie równych) wytypował swoją dziesiątkę krajów, które trzeba odwiedzić w tym roku. Na ósmym miejscu, po takich tuzach jak Nepal czy Jordania, znalazła się Walia.  M.in. za dziką naturę, pamiątki historyczne wpisane w krajobraz; za wszystko, co ten kraj oferuje włóczęgom, poszukiwaczom piękna, amatorom aktywnego wypoczynku i wszelkiej maści eksploratorom. Od siebie dorzucilibyśmy jeszcze: za życzliwość i otwartość mieszkańców.

wales

Walia od dawna zasługuje na uwagę świata i uznanie jej walorów; zawsze w cieniu Szkocji czy nawet Anglii, wreszcie powoli zyskuje należne jej miejsce na mapie turystycznych destynacji. Cieszymy się z tego, jednocześnie mając nadzieję, że zachowana zostanie delikatna równowaga pomiędzy promocją, a ochroną cennej wyjątkowości tego kraju.

My ze swojej strony będziemy nadal dokładać swoją cegiełkę do popularyzacji tego kraju i wyciągania ludzi z domów; cieszymy się z każdego sygnału, że jesteście z nami.

gh

 

 

Rajd Wielkiej Brytanii (Wales Rally GB)

Informacja dla dużych chłopców i miłośników podziwiania walijskich krajobrazów zza szyb samochodu:

Już w następny weekend (12-15.11.2015) kolejna edycja Rajdu Wielkiej Brytanii (Wales Rally GB) – ostatniej rundy rajdowych mistrzostw świata. Jak co roku, organizatorzy zapewniają fatalną pogodę, masę błota, dużo hałasu i prawdziwe emocje.

Rajd rozpocznie się uroczystą prezentacją zawodników i aut na Mostyn Street w Llandudno, w czwartek (12.11) od 18:30. Wcześniej (od 17:00 do 17:30), łowcy autografów mogą zapolować na swoich ulubieńców w Venue Cymru. Tego dnia odbędzie się tylko jeden wyścig – Shakedown, pomiędzy Ruthin i Corwen.

W piątek rajdowcy przenoszą się do Środkowej Walii, w okolice Llanidloes i Llangurig. Wszystkie trzy tutejsze “oesy” – Hafren, Sweet Lamb i Myherin – to klasyki. Sweet Lamb uwielbiają widzowie, a na Myherin, z długimi i szerokimi prostymi, kierowcy.

Trzeciego dnia, mistrzowie kierownicy ścigać się będą na dwóch odcinkach specjalnych w cieniu Cadair Idris, niedaleko Corris i dwóch w paśmie wzgórz Berwyn, w okolicach Jeziora Vyrnwy i Bala. Na dwóch pierwszych można się spodziewać błota strzelającego spod kół! Dwa ostatnie odbędą się po zmroku, więc widzowie może nie będą zachwyceni, ale kierowcy będą musieli się wykazać. Na sobotę zaplanowany jest też rodzinny Rally Fest w Chirk Castle, gdzie spotkać będzie można rajdowe ekipy techniczne, kierowców i zajrzeć pod maski aut.

Ostatni dzień rajdu to trzy “oesy” na północy Walii: dwa w okolicach Jeziora Brenig i ulubiony wśród fotografów, asfaltowy Great Orme w Llandudno. Zakończenie rajdu i wręczenie nagród odbędzie się po południu, w parku serwisowym w Deeside.

Szczegółowy plan rajdu znajdziecie tu.

Bilety, niestety, jak zwykle w niezbyt zachęcających cenach:
– czterodniowy karnet (World Rally Pass), upoważniający do wstępu na wszystkie odcinki specjalne i imprezy około-rajdowe kosztuje (w przedsprzedaży) £99;
– bilet jednodniowy (Forest Pass), upoważniający do wstępu na wszystkie odcinki specjalne w danym dniu kosztuje (w przedsprzedaży) £25;
– bilety na poszczególne odcinki można też kupić tuż przed ich rozpoczęciem, za zdecydowanie wygórowaną cenę £30.

Więcej o biletach tu.

A na zachętę parę zdjęć sprzed kilku lat…

If you tolerate this…

17 lipca przypada, coraz rzadziej przypominana, rocznica wybuchu hiszpańskiej wojny domowej. W Polsce ochotników, którzy pospieszyli na pomoc republikanom, coraz częściej dyskredytuje się jako stalinistów i próbuje wymazać z kart historii.

Nieco inaczej wygląda to w Walii. Tu pamiętają o nich lokalne wspólnoty, stawia się im pomniki i przypomina w prasie. A na odsiecz antyfaszystom – mimo zakazów rządu brytyjskiego – ruszyło co najmniej kilkuset ochotników z górniczych Dolin Południowej Walii. Byli wśród nich również Baskowie, którzy kilka dekad wcześniej znaleźli schronienie przed prześladowaniami w Abercaf/Abercave w Cwm Tawe/Dolinie Swansea. (więcej: Many more Welsh may have battled Franco than was thought, MI5 says)

W tym samym czasie, uciekając przed wojną, w przeciwną stronę płynęły hiszpańskie i baskijskie dzieci, których około cztery tysiące znalazło schronienie w Wielkiej Brytanii. Kilkaset z nich trafiło do obozów w Walii. Część z nich została tu na zawsze, część wróciła do Hiszpanii, a część rozpierzchła się po świecie. (więcej: Spanish Civil War refugees had mixed welcome in Wales)

Walijskim śladem po hiszpańskiej wojnie domowej jest też jeden z najpopularniejszych protest-songów walijskiej grupy Manic Street Preachers If you tolerate this

Oszukać przeznaczenie

Co dwie głowy pięć nóg, to nie cztery!

Na rodzinnej farmie Rhiwlas, niedaleko Jeziora Vyrnwy, Powys, przyszedł na świat pięcionogi baranek. Podobno, zdaniem zaprzyjaźnionego z gospodarzami weterynarza, czasem się to zdarza. Najczęściej jednak, deformacja wynika z jakichś poważniejszych wad genetycznych i takie jagnięta przeżywają kilka godzin, maksymalnie kilka dni. Ale nie to znad jeziora! To postanowiło żyć i pokazać wszystkim, że od nadmiaru głowa nie boli.

Farmerzy, a szczególnie ich szesnastoletni syn, który asystował przy porodzie, zauroczeni siłą małego odmieńca, postanowili go zatrzymać, jako rodzinną maskotkę.

Mały Jake, jak go szybko nazwano, ponoć świetnie sobie radzi i jak inne jagnięta biega, skacze i dokazuje. Piąta noga jest ponoć wyjątkowo sprawna i w niczym mu nie przeszkadza, dlatego zrezygnowano z ryzykownego zabiegu jej amputacji.

Bethan Lloyd-Davies, właściciel farmy, podsumował sprawę krótko: “Gdyby Jake urodził się z czterema nogami, po roku na pastwisku, skończyłby na stole”. Zapewne w sosie miętowym. A tak, może dożyje sędziwej, owczej starości.

Jake’owi gratulujemy i życzymy… wszystkiego, o czym marzą owce!

Więcej na: WalesOnline i Daily Post (video!)

Więcej niż bankomat!

Tesco znane jest ze “świetnych” ofert, ale ta, która pojawiła się na jednym z bankomatów w Aberystwyth jest co najmniej… hmmm… zaskakująca. “Darmowa erekcja”! Ktoś mógłby uznać, że to wyraz desperacji i rozpaczliwej próby przyciągnięcia choćby klientów płci męskiej. W końcu od jakiegoś czasu pojawiają się informacje o problemach handlowego giganta.

Na szczęście niemoralna propozycja okazała jedynie błędem językowym. Najprawdopodobniej Tesco skorzystało z translatora, a jakie cuda potrafią te maszyny, wie chyba większość z nas. Szkoda że kierownictwo sklepu nie skonsultowało się z którymś z wielu walijskojęzycznych mieszkańców Aberystwyth.

Walijczycy, przyzwyczajeni już to różnych językowych “kwiatków” i potknięć, uznali że “Tesco daje obietnice bez pokrycia” i całą sytuację skwitowali głośnym śmiechem.

Więcej na: Independent i BBC.

Leje jak w Cardiff

Po dekadach badań, naukowcy w końcu doszli do porozumienia: Cardiff jest najbardziej deszczowym miastem na Wyspach.

Na podstawie analizy danych z ponad trzydziestu lat, meteorolodzy z Met Office potwierdzili to, czego zapewne wielu mieszkańców walijskiej stolicy i tak się domyślało: pada, albo bardziej pada! Średnia roczna opadów dla Cardiff to 115 centymetrów. Przeszło metr wody spada na miasto każdego roku. Nawet szkockie Glasgow, ze swoimi 112. centymetrami nie cieszy się takimi względami niebios.

Marnym pocieszeniem jest to, że pada “jedynie” przez 149 dni w roku. Zapominanie parasola zdecydowanie nie jest najlepszym pomysłem.

Ale pogoda najwyraźniej nie odstrasza turystów, których z roku na rok przybywa. Zdaniem urzędników odpowiedzialnych za przyciąganie do miasta gości, to zasługa największych atrakcji miasta: zamku, Muzeum Narodowego i Cardiff Story. Czy trzeba dodawać, że wszystkie są pod dachem?

Dobra wiadomość jest taka, że Cardiff nie jest wcale najbardziej deszczowym miejscem w Walii. Badanie Met Office objęło tylko duże miasta, nie uwzględniono więc w nim, na przykład, Blaenau Ffestiniog w sercu Snowdonii, gdzie pada przez ponad dwieście dni w roku…

Więcej na: Daily Mail i WalesOnline.

Ich weiß nicht!

Pewien dwudziestosześciolatek z Salford, Greater Manchester, tak zabalował w sobotni wieczór, że imprezę skończył w policyjnej celi. Zatrzymany nie przestał jednak szaleć. To nie koniecznie spodobało się funkcjonariuszom, którzy dopisali mu do rachunku kilka chuligańskich wykroczeń. Kiedy delikwent wytrzeźwiał i został przebadany przez lekarza… zażądał walijskiego tłumacza, powołując się na swoje prawa i rzekomo walijskie korzenie.

Policjanci spędzili cztery godziny bezskutecznie poszukując tłumacza po czym musieli imprezowicza wypuścić. I to mimo że cały czas rozmawiał perfekcyjnym angielskim, a na koniec podpisał wszelkie dokumenty. Oczywiście też po angielsku.

Niestety, sztuczka tylko opóźniła nieuniknione i kilka godzin później dumny potomek Walijczyków wrócił po rachunek/mandat opiewający na 80 funtów.

Funkcjonariusze najwyraźniej nie podzielali poczucia humoru delikwenta, bo na Twitterze żalili się na jego bezmyślność i niepotrzebne marnowanie czasu. Jednocześnie zastrzegli, że nie mają absolutnie nic do Walijczyków!

Trochę niepokoi fakt, że w Wielkiej Brytanii trudno znaleźć tłumacza jednego z, było nie było, rdzennych języków Wysp. Z polskim zapewne poszłoby dużo łatwiej…

Więcej na: Manchester Evening News i itv.