All posts by Anna

Llandudno, wiktoriański kurort na północy

sno

Tam, gdzie góry Snowdonii schodzą do morza Irlandzkiego, u stóp Great Orme, przeciąga się z wdziękiem najsłynniejszy mapka llandwalijski kurort Llandudno (wym. chlandydno). Jest przystojny i elegancki; latem roześmiany, krzykliwy i kolorowy, po sezonie milknie; po molu zaczyna hulać północny wiatr, a budy z lodami odlatują do ciepłych krajów. Jest coś pociągającego w takim posezonowym kurorcie. W języku angielskim istnieje małe słówko, które nie ma bezpośredniego równie pojemnego odnośnika w języku polskim, a które mi bardzo pasuje na opisanie tego dsc_0224stanu rzeczy: vulnerable. Na polski można to przełożyć jako wrażliwy, bezbronny, odsłonięty, podatny na ataki. Bez tysięcy turystów, hałaśliwej komercji, z pozamykanymi restauracjami i pastelami blaknącymi od mżawki Llandudno kurczy się w sobie, otacza ramionami opuszczonych przez gości hoteli i zapada w sen, mrucząc: byle do wiosny.

Llandudno ma wszystko, co powinien mieć szanujący się kurort: niekończącą się promenadę, kuszącą wielbicieli dsc_01901nadmorskich spacerów, kolejkę kablową, wiktoriańskie fasady nadbrzeża przypominające o czasach największej świetności, plaże i oczywiście wspomniane już molo. Dość stare, bo z 1878 r. Nad miastem góruje Great Orme, szczyt i znakomity punkt widokowy, na który można się dostać wąską drogą, ścieżkami dla pieszych oraz specjalnym tramwajem (głównie w sezonie). Great Orme jest również rezerwatem przyrody, w którym żyje między innymi unikatowy gatunek białych kozic.

little-orme-and-great-orme
Llandudno i Great Orme – llandudnoinpictures.wordpress.com

Ze szczytu Great Orme roztaczają się fantastyczne widoki na okolicę; tzn. jeśli pogoda nie ma akurat przerwy na papierosa. Jedną z atrakcji tych okolic jest kościółek z cmentarzem, smagany wichrem na jednym ze zboczy Great Orme; również kopalnia miedzi, której początki sięgają epoki brązu.

Great Orme Copper Mine – geograph.org.uk – 819” by Alan Simkins. Licensed under CC BY-SA 2.0 via Wikimedia Commons.

DSC_0100Rzeka Conwy oddziela Llandudno od kolejnej perełki tych okolic, miejscowości o tej samej nazwie co rzeka, z jednym z najwspanialszych walijskich zamków i świetnie zachowanymi murami miejskimi objętymi ochroną UNESCO. Conwy może się również pochwalićDSC_0054 posiadaniem najmniejszego domu w Wielkiej Brytanii.

Jeśli masz czas, spędź w tych okolicach cały dzień, może nawet dwa. Bez problemu znajdziesz tu przyzwoity posiłek, a wrażeń nie zabraknie. Zarówno Llandudno, jak i Conwy to pozycje obowiązkowe w trakcie pobytu w północnej Walii.

Advertisement

1940 Swansea Bay – muzeum inne niż wszystkie

sw

Najczęściej, niestety, kojarzy się z gablotami z zakazem zbliżania się, mnóstwem dat i ziewaniem. Tymczasem jak dobrze poszukać, to można znaleźć muzeum, w którym można się po prostu dobrze bawić; większość eksponatów można wziąć do ręki, a nawet założyć na siebie i użyć do trzaśnięcia stylowej fotki. Takie jest właśnie 1940 Swansea Bay, muzeum poświęcone drugiej wojnie światowej, a konkretnie niemieckim nalotom na Swansea w 1940r i ich wpływowi na życie mieszkańców miasta. Można przespacerować się po schronie, zajrzeć do domów z epoki, sprawdzić co tam można było dostać w sklepach; można pobawić się w faszynistę przymierzając sukienki z epoki. Dzieci i młodzi przychodzą po wiedzę przez zabawę, starsi na fali sentymentu. Dla nich to nie muzeum, ale projekcja wspomnień z młodości. Muzeum organizuje liczne imprezy, często w strojach z epoki; zapowiedzi i informacje o wydarzeniach i aktualnościach można znaleźć na dość niestety prymitywnej stronce muzeum.

Muzeum jest otwarte codziennie od 10 do 17, ostatnie wejście o 15. Parking jest darmowy, ale wstęp płatny: dwa lata temu płaciło sięswa 5.70, teraz pewnie trochę więcej, ale warto. Dojazd autostradą M4 w kierunku Swansea, zjazd 42 i dalej po brązowych znakach; można dojechać autobusem z centrum Swansea, autobus nr 158 (Banwen) jedzie tam około 8 minut. Kod pocztowy dla sat navu: SA1 8PT

Dworek Llancaiach Fawr

Llancaiach Fawr

Jak podają uczeni w pismach, mózg kobiety jest znacznie lżejszy od mózgu mężczyzny, jest ona zatem od niego o wiele mniej mądra i myślenie przychodzi jej z trudnością. Kobietom nie można powierzyć gotowania ani innych czynności kuchennych, gdyż, jak wiadomo, nie mają one poczucia smaku ani nie umieją ładnie nakryć stołu. I lubią się objadać cukrem, od czego czarnieją im zęby. Wszystko to przez robaka, który żyje w dziąsłach i pasie się na onym cukrze, a jak się już napasie to czarnieje i zaczyna czynić ból i wtenczas trzeba iść do kowala, który bierze kawałek żelaza i przy pomocy młota wbija je w dziąsło chorego, aż dojdzie robaka i zabije. Oczywiście potem też może trochę boleć, ale wtenczas wystarczy żelazo wbić w pień drzewa i ból odejdzie. Kowal mówi, że wbijanie żelaza w dziąsło na pewno pomaga, bo nikt jeszcze nie wrócił, żeby się uskarżać na więcej robaków. O, a tutaj widzi szanowny gość piec z rożnem do pieczenia świniaka. Świniaka należy piec na rożnie co najmniej 12 godzin i ciągle obracać, wtenczas zarumieni się równo i nabędzie dymnego posmaku. Obracanie wykonuje nasz chłopak kuchenny; ostatnio zaczął się oskarżać, że na połowie twarzy wyskoczyły mu bąble od gorąca; było to tak okropne, że zdecydowaliśmy, że od tej pory co trzy pacierze będzie przestawiał krzesełko na drugą stronę, wtenczas opali się również z drugiej strony i nie będzie już straszył swoim wyglądem dzieci i niewiast.

Z tymi i innymi pożytecznymi informacjami można zapoznać się podczas wycieczki do Llancaiach Fawr (wym. chlankajachllancaiach fawr by google waur), byłego dworku szlacheckiego, obecnie muzeum, ale muzeum innego niż wszystkie. Otoczony ogrodami dworek utrzymany jest w XVI-wiecznym wystroju, pracownicy ubrani są w ubrania z epoki i mówią piękną szesnastowieczną angielszczyzną; odgrywają role dworskiej służby bardzo przekonywająco, z dużą dawką humoru i imponującą zdolnością do improwizacji, np. kiedy złośliwy gość z Polski zapyta o żarówki energooszczędne na suficie. Wszystko to ma sprawić, że poczujesz ducha epoki, a słowo ‚muzeum’ nabierze zupełnie innego wymiaru. W dworku organizowane są najróżniejsze ciekawe imprezy, np. wiktoriańskie Boże Narodzenie albo Ghost Watching.

Polecam, bo to naprawdę fajna rzecz; oczywiście trzeba co nieco znać angielski. Wstęp kosztuje £7.95. Na miejscu jest kafeja i, oczywiście, sklep z pamiątkami. Parking bezpłatny.

Więcej informacji na ich stronie.

zachc3b3d2

Chodź, pomaluj mój świat – Portmeirion

Portmeirion w północno-zachodniej części Walii to miejsce z zupełnie innej bajki. Jest efektem kaprysu architektonicznego pewnego ekscentryka-wizjonera o długim arystokratycznym nazwisku, który nie bał się realizować marzeń oraz był posiadał znaczny kapitał.

Zmęczony szarością swoich rodzinnych stron oraz zainspirowany miłością do Italii postanowił pomalować swój świat – na żółto, i na niebiesko. I na różowo, i na zielono jak najbardziej też. Chciał przy tym pokazać, że można w znaczny sposób zmienić odwieczny architektoniczny porządek rzeczy, nie naruszając równowagi w naturze. I tak powstał Portmeirion, prywatna wioska w romantyczno-kiczowatym stylu włosko-renesansowym, przedsięwzięcie wydawałoby się niezwykle ryzykowne, a jednak zwieńczone sukcesem, również komercyjnym.

Portmeirion

Budowa – czy może raczej kreacja – wioski trwała 50 lat i zakończyła się w 1975 roku. Po śmierci swojego twórcy wioska przeszła pod opiekę fundacji jego imienia i została objęta ochroną prawną jako miejsce o znaczeniu historyczno-kulturowym. Dziś jest jedną z największych atrakcji turystycznych północnej Walii, co niestety oznacza również, że w sezonie, zwłaszcza w weekendy, jest tu bardzo tłoczno. Do popularności Portmeirion przyczynia się niewątpliwie fakt, że wielokrotnie stawał się tłem dla rozmaitych produkcji filmowych.

Można tu spędzić dzień, spacerując tonącymi w zieleni alejkami i ciesząc oko wszechobecnym kolorem, lub zamieszkać w jednym z hoteli (nie jest to najtańsza opcja, ale można trafić na dobrą ofertę). Wstęp na teren wioski kosztuje obecnie £10/osoby (plus parking). Wioska jest czynna przez cały rok, z wyjątkiem pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia; godziny otwarcia: 9:30-19:30.

Portmeirion

Moja wizyta w Portmeirion przypadła niestety na dość pochmurny dzień z mżawką, i nie do końca udało mi się nacieszyć oczu słoneczną śródziemnomorską witalnością miasteczka, ale wyobrażam sobie, że w pogodny letni dzień jest to miejsce o niesamowitym uroku. W zimnej walijskiej mżawce wioska robi nieco dziwne wrażenie, ale i tak warto ją odwiedzić. Zwłaszcza, że bez problemu znajdziesz tam przyjemne miejsce z gorącą herbatą.

Portmeirion

Lokalizacja: hrabstwo Gwynedd, północna część zatoki Cardigan, niedaleko od miejscowości Porthmadog. Kod pocztowy dla nawigacji satelitarnej: LL48 6ER.

Strona wioski z dodatkowymi informacjami: www.portmeirion-village.com

 

Afan Forest Park – na nogach i rowerem

mapka-afanAfan Forest Park, znany też jako Afan Argoed Country Park [wym. awan argojd],  znajduje się w hrabstwie Neath Port Talbot w południowej Walii mniej więcej w pół drogi z Maesteg do Port Talbot. Nazwa Afan Argoed w dosłownym tłumaczeniu z walijskiego oznacza rzekę przy lesie i jest jak najbardziej adekwatna. Są lasy, jest dolina, dnem której płynie rwąca rzeka; a wszystko razem otacza wianuszek niewysokich ale malowniczych wzgórz.

Park służy tak wędrowcom jak i rowerzystom; jest znany w całym kraju ze swoich znakomitych wyspecjalizowanych tras123 rowerowych dla ‚górali’. Szlaki charakteryzuje zróżnicowana trudność, czyli dla każdego coś miłego. Kiedyś w tej okolicy kwitł przemysł, po którym pozostało sporo śladów, np. pozostawione tu i ówdzie malownicze perony kolejowe, nieczynne wiadukty, metalowe mosty itp

Park jest świetnie zorganizowany. Operuje w nim kilka centrów turystycznych, z których najważniejsze to Afan Forest mapka-afan21Park Visitor Centre. Parking przy nim kosztuje obecnie £1 za cały dzień; przy parkingu są ubikacje, prysznice oraz możliwość umycia roweru (rowerzyści górscy na pewno docenią tę informację). W centrum działa kafeja oraz mini muzeum górnictwa (częściowo na zewnątrz) jak DSC_0066również punkt informacyjny. Możliwe jest zakwaterowanie bez wyżywienia. Drugim centrum jest Glyncorrwg Mountain Bike Centre we wsi Glyncorrwg, oferujące m.in. pole namiotowe usytuowane w pięknych okolicznościach przyrody, kafeję, sklep ze sprzętem rowerowym, itp. Kolejnym miejscem z którego można zacząć spacery to Rhyslyn Car Park w miejscowości Pontrhydyfen, znanej głównie z tego, że urodził się w niej Richard Burton (ten od Elizabeth). Fakt posiadania celebryty nie jest jakoś niesamowicie wyzyskiwany przez wieś; wytyczono szlak imienia Burtona, postawiono metalową rzeźbę, a w jednym z miejsc piknikowych stoi głośnik z którego dobiega charakterystyczny głos aktora czytającego poemat Dylana Thomasa, walijskiego poety narodowego.

13Oprócz lokalnej celebryckiej ciekawostki ta okolica oferuje również bardzo ładne leśne szlaki spacerowe, w typ japoński ogród (czy może raczej park), szczególnie atrakcyjny jesienią.

5

Nie będę podawać tu szczegółów tras, bo wydaje mi się, że najlepiej jak każdy sam stopniowo zorientuje się co i jak, czy woli odkrywać park na nogach, czy jednak skorzystać z tras rowerowych, i czy bardziej go interesuje wspinanie się na górki czy spacer przez las. Poza tym informacje o szlakach i trasach można otrzymać w Centrum albo znaleźć na stronie internetowej Parku (podaję poniżej). Jeśli już zupełnie nie wiesz dokąd pójść, po wyjściu z parkingu i stojąc twarzą do kafei skieruj się prawo, a następnie przejdź pod mostem (na zdjęciu u samej góry). Znajdziesz tam kilka drogowskazów, na początek możesz po prostu iść asfaltową dróżką w prawo. Uważaj na wyspecjalizowane ścieżki dla rowerzystów, mają oni na nich pierwszeństwo  i generalnie najlepiej je omijać, bo tzw. pasjonaci często gnają po nich na złamanie karku.

Afan Forest Park

56dsc_0040

Wisienka na torcie Pembrokeshire

Oto wisienka na torcie Pembrokeshire – Tenby.  Z dumą stwierdzam, że słynne kurortowe miasteczko nie jest obce młodej polskiej emigracji; byłam tam już kilka razy, i zawsze w ogólnym gwarze dało się wychwycić  szeleszczenie mowy ojczystej, uszlachetnione tu i ówdzie wdzięczną i jakże bliską naszym polskim sercom łaciną.

Początki miasteczka sięgają XII wieku, u zarania było zaledwie niedużym portem rybackim (aczkolwiek dość prężnym, podobno do Tenby przybył pierwszy transport pomarańczy w Walii, taka ciekawostka). Walijska nazwa miasteczka to Dinbych-y-Pysgod, co oznacza właśnie małe miasto/fortecę obfitującą w ryby. W czasach wiktoriańskich Tenby odkryły bogatsze warstwy społeczeństwa i szybko zaadoptowały jako kurort letniskowy inwestując w jego rozwój znaczne środki płatnicze i tworząc między innymi landrynkowe nadbrzeże, ikonę wśród krajobrazów Walii. O bogatej przeszłości Tenby świadczą także efektowne mury miejskie.

W dzisiejszych czasach Tenby pozostaje ulubionym kurortem wakacyjno-weekendowym Walijczyków. Oferuje wszelkiego rodzaju zakwaterowanie, restauracje i kawiarnie, kolorowe sklepy ze słodyczami; w sezonie otwierają swe podwoje rozmaite kluby i klubiki, oraz inne szemrane przybytki, w których usłużnie uwolnią cię od posiadanej waluty. Wszędzie dookoła znajdują się tereny zielone okraszone ławeczkami z widokiem na morze. Potężne odpływy odsłaniają malownicze piaszczyste plaże i osadzają na piasku kolorowe kutry rybackie. Na jednej z plaż usytuowana jest mała wysepka-skała z nieciekawą budowlą na szczycie – podobno właśnie do tej ‘twierdzy’ może odnosić się walijska nazwa miasteczka. Czasem przy odpływie właściciel udostępnia ją zwiedzającym. Istotna informacja o samych plażach: wszystkie od lat posiadają symbol niebieskiej flagi, co oznacza, że są najwyższej czystości/jakości.

Jedną z dodatkowych atrakcji Tenby jest możliwość wykupienia wycieczki-rejsu na pobliską wyspę Caldley, którą od niemal tysiąca lat zamieszkuje zakon Cystersów.

Warto zaplanować sobie cały dzień w Tenby, a jeszcze bardziej warto zostawić sobie je na deser po spacerach klifami Pembrokeshire – wyjątkowej urody linia brzegowa tej części kraju wchodzi w skład jednego z trzech walijskich parków narodowych.

Uwaga, w szczycie sezonu przy szczególnie ładnej pogodzie parkowanie może okazać się pewnym problemem, pomimo ogromnego parkingu na końcu głównej nadmorskiej ulicy oraz wielkiego multistorey parkingu w centrum. Najlepiej przyjechać do Tenby w miarę wcześnie.


Patagońskie opowieści – Y Wladfa

Taka sprawa. W 1865 roku stu pięćdziesięciu trzech Walijczyków wsiadło na statek wychodzący z Liverpoolu i popłynęło kolonizować argentyńską Patagonię. Patagonia ogłaszała się wówczas wszem i wobec jako ziemia obiecana dla wszelkiej maści imigrantów, i to dosłownie, bowiem każdy potencjalny kolonizator mógł liczyć na skrawek pola pod uprawę, tudzież inne wsparcie rządowe. Siła robocza, znaczy, była desperacko poszukiwana dla użytkowania nieużytków i ogólnego progresu gospodarczego.

W tamtych czasach Walijczycy emigrowali bardzo chętnie, jak cała reszta Europy, zwłaszcza do Ameryki i Australii. Z czasem pojawił się problem, który zaczął spędzać sen z oczu walijskim patriotom: emigranci zmuszani byli do odchodzenia od języka ojczystego i przysposabiania języka angielskiego. Patrioci główkowali i główkowali, aż znaleźli idealne rozwiązanie. Jak się okazało, Patagonia nie miała parcia na język lokalny, i w tej sposób w drugiej połowie XIX w na jej terenie została utworzona niewielka społeczność walijska zwana Y Wladfa (kolonia) czy pełniej Y Wladfa Gymraeg (kolonia walijska). Głównym ośrodkiem nowej kolonii stał się miasteczko Chubut. Dzięki dość zamkniętemu charakterowi Y Wladfa walijskość w Patagonii rozkwitła sobie w najlepsze, i trwała niewzruszenie nawet wtedy, kiedy ‚właściwa’ Walia znalazła się na krawędzi utraty własnej tożsamości. Po wielu latach odosobnienia i głównie na skutek rozwoju tańszych i szybszych środków transportu Y Wladfa i Walia ‚odnalazły się’; wzajemne wizyty oraz wymiana kulturalna są dziś dość powszechne.

Wiedziałam o tym zjawisku od dawna. Jestem byłą lingwistką, i chociaż wiedza teoretyczna w temacie odleciała już dawno jako te kormorany z Mazur na jesieni, to wciąż interesują mnie zagadnienia praktyczne związane z językiem. Język jest tworem, który ciągle się zmienia, ciekawa więc jestem, jak rozwinął się język walijski nie poddawany wpływowi języka i kultury angielskojęzycznej, a hiszpańskojęzycznej. W jakim stopniu różnią się od siebie te dwie ścieżki tego samego języka? W jakim stopniu Walijczyk z Patagonii i ten z Maesteg mogą się porozumieć? Obecnie w Patagonii zarejestrowanych jest około 50 tysięcy osób o pochodzeniu walijskim; jednakże ilu z nich tak naprawdę wciąż kultywuje swoje dziedzictwo, a ilu stało się Argentyńczykami, trudno powiedzieć.

zn

I teraz przechodzę do najlepszego. W okolicach świat wrzuciłam na fb garść informacji o nadchodzącym kolędowaniu w St Fagans. Kolędowanie odbywa się w dwóch językach, po angielsku i walijsku. W kilka chwil potem dostałam uroczego maila od pana G. Czytałam i czułam jak rośnie we mnie serce, bo to taka niesamowita historia. Pan G. uprzejmie zgodził się, żebym mogła zacytować treść maila, więc bardzo proszę, dla państwa przyjemności:

Urodziłem się w Argentynie, mieszkałem tam 20 lat i w 1991 r. przyjechałem do Polski na studia i już zostałem. Sześć lat, od trzeciego roku życia, spędziliśmy z rodzicami na walijskiej Patagonii, „Y Wladfa”. Moi rodzice od razu zapisali się do walijskiego chóru i przez ten czas nauczyli się mówić, i śpiewać, po walijsku. Do dzisiaj pamiętam nabożeństwa „plygain” i „plygain garolau” (przepraszam jeżeli źle piszę, ale już nie pamiętam dobrze). Niektóre z tych kolęd śpiewamy do dzisiaj, tak jak pieczemy specjalne czarne ciasto owocowe „teisen ddu”, chociaż nie mamy celtyckiej krwi stało się to częścią naszego rodzinnego dziedzictwa. Jak ja chciałbym jeszcze raz w walijskiej kaplicy na końcu świata śpiewać te pieśni mojego dzieciństwa…

I jeszcze kilka słów:

Niedaleko doliny rzeki Chubut, która po walijsku nazywa się Afon Camwy, tam gdzie jest walijska kolonia, znajduje się Comodoro Rivadavia. Jest tam najbardziej na południu wysunięta polska organizacja w Argentynie „Dom Polski w CR”. Na początku XX w. znaleźli tam ropę naftową i polscy inżynierowie trudnili się jej wydobyciem. Trochę Polaków jest również w okolicach miejscowości Dolavon, o pięknej walijskiej nazwie. Pojawili się w Argentynie po wojnie, jak moi dziadkowie z moimi rodzicami. Jedna polska rodzina produkowała walijski ser, ser Chubut. W tej chwili nie pamiętam nazwiska tych producentów, ale pamiętam, że jak jeździliśmy do nich zawsze dostawaliśmy parę ciężkich gomółek… Rodaków wszędzie pełno:)

I tak proszę państwa w tej niesamowitej walijskiej historii pojawiliśmy się i my, wszędobylscy ciekawscy Polacy, piechurzy, kolonizatorzy, pionierzy, odkrywcy i wytwórcy patagońsko-walijskiego sera. Świat jest jednak malutki, a przy tym taki ciekawy.

Natomiast pod spodem do obejrzenia zwiastun filmu Patagonia (2010r). Polecam nie tylko gdyby ktoś był zainteresowany tematem, ale również zwyczajnie dlatego, że to bardzo ładnie nakręcony film o poszukiwaniu rzeczy najważniejszych. Plus niesamowite plenery.

Cudowna studnia Św. Winefride / Holywell

dsc_0042

Cudowna studnia świętej Winefride w Holywell w hrabstwie Flintshire (północna Walia) to miejsce szczególne, i nawet jakhol się nie jest wierzącym, to trudno nie poczuć w powietrzu tej atmosfery oczekiwania i nadziei, którą przesiąkły przez wieki jej mury. Już od 13 stuleci studnia przyciąga pielgrzymów z całego kraju, włączając koronowane głowy i innych celebrytów. Wielu z nich zostawiło swoje autografy na murach; najstarsza data jaką wypatrzyłam to 1595. Niektórzy optymiści zostawili na świadectwo cudu swoje już niepotrzebne kule; wtedy jeszcze nikt nie wiedział o sile sugestii, która silna jest, ale na krótką metę. Niejeden pewnie szybko pożałował swojej spontanicznej decyzji; i potem był płacz, i zgrzytanie zębów i dłuuugie czołganie do domu.

dsc_0006Podobno Holywell jest najstarszym wciąż działającym miejscem pielgrzymek w Europie; budynek skrywający cudowne źródełko jest zabytkiem pierwszej klasy objętym ścisłą ochroną prawną. Obok studni znajduje się kapliczka, kościół, muzeum z ciekawą ekspozycją i sklepik z pamiątkami.

Sama Winefride, patronka studni,  była podobno dziewczęciem o wielu walorach; walorami nie chciała się podzielić z lokalnym księciem, więc sympatyczny młodzieniec poderżnął jej gardło. Legenda głosi, że panna zmarła, po czym zmartwychwstała; ale możliwe jest też, że książę nie znał się za dobrze na podrzynaniu i nie uszkodził żadnych znaczących elementów krwiobiegu. Tak czy inaczej, w miejscu gdzie Winefride padła chwilowym trupem wytrysnęło źródło o rzekomo uzdrowicielskiej mocy.

dsc_0028Jak na swój status i znaczenie, Holywell utrzymuje stosunkowo niski profil. Nie ma w nim olbrzymich plastikowych madonn jak w Lourdes; klienci po cud przychodzą i wychodzą, po cichu, w skupieniu, czasem zorganizowanym truchtem przekuśtyka wycieczka emerytów. Jeśli chciałbyś się tam wybrać, a warto, nawet jeśli nie jesteś wierzący, to najlepiej z samego rana. Jak będziesz miał szczęście, to wpuszczą cię na teren jeszcze przed otwarciem, i wtedy będziesz tylko ty, Winefridowe źródło, średniowieczna atmosfera, pięć wieków graffiti i poranne mgły. Mocne przeżycie. Godziny otwarcia i inne przydatne informacje znajdziesz tutaj.

dsc_0039A o tym, że rzecz jest znana w pewnych kręgach świadczy ta oto notatka z okna ze sklepiku:

dsc_0062

National Botanic Gardens of Wales

NBGW

Podobno są ludzie, którzy nie czerpią satysfakcji z obcowania z zielenią, a spacery po ogrodach działają na nich usypiająco. Tym wszystkim trzem osobom dziękujemy już za uwagę; resztę świata zapraszamy do zaczerpnięcia odrobiny świeżego powietrza w pięknych okolicznościach przyrody. Walia to ogrodowy raj; proszę tylko zerknąć, ile sugestii proponuje nam w tym temacie google.

nbgWisienką na torcie walijskich ogrodów jest National Botanic Garden of Wales, w hrabstwie Carmarthenshire. Mapka orientacyjna by google.

 Ogród został otwarty w roku 2000; od tego czasu fantastycznie się rozwinął. Bez problemu można spędzić tam cały dzień; niespiesznie spacerować, co rusz przysiadając na ławeczce i ciesząc oko rozlicznymi mini-ogrodami tematycznymi, w których dumnie prezentuje się osiem tysięcy gatunków roślin. Klejnotem w koronie Ogrodu jest specjalna przeszkolona  kopuła (The Great Glasshouse, botanarium) mieszcząca w sobie unikatową kolekcję roślin tropikalnych (oraz niemal równie ważną kafeję dla wielbicieli kawy z ciachem).   

Koszt wstępu do ogrodu jest niemały bo prawie £9, dlatego warto podejść do planowania wizyty taktycznie, żeby jak najwięcej z niej skorzystać. Najmniej korzystna pora na odwiedziny to oczywiście późna jesień, miesiące zimowe i wczesna wiosna (chociaż tropikalne botanarium nie jest zależne od pory roku i jest dostępne cały rok). Ciekawostka cenowa: NBG podaje na swojej stronie, że ci, którzy przyjadą transportem publicznym i okażą bilet mogą dostać 50 % zniżki na wstęp; to samo tyczy się rowerzystów. Parking jest darmowy.

Lokalizacja: Llanarthne, Carmarthenshire, kod pocztowy dla nawigacji satelitarnej: SA32 8HN. Odległości przy dojeździe samochodem: Cardiff – godzina, Swansea 30 min, Bristol – półtorej godziny.

Dodatkowe atrakcje w okolicy: malownicze ruiny zamku Dryslwyn, wieża Paxton.

Strona Ogrodu ze wszystkimi niezbędnymi informacjami.

Wodospady Doliny Neath

wodo (2)

mapek Dzisiejsza propozycja to szlak wodospadów, który moim (ale nie tylko moim) zdaniem, śmiało może konkurować z najładniejszymi tego typu szlakami w kraju a może i Europie. Stanowi wycinek dłuższej trasy o nazwie Waterfalls Trail, z którego słynie dolina Neath. Wycinek nazywa się 4 Falls Trail czyli Szlak 4 Wodospadów. Mapki orientacyjna gdzie jesteśmy, by Google.

ysrJadąc od miejscowości Pontneddfechan kierujesz się lokalną drogą na północ na Ystradfellte. Nie denerwuj się, kiedyś opanujesz te nazwy. Po drodze będzie zjazd na jeden z parkingów oznaczonych na mapie, ale jedź dalej. W Ystradfellte podażasz za znakiem ‚Waterfalls’; doprowadzi cię do leśnego parkingu. Dojazd jest prosty, ale najlepiej sobie to prześledzić na google maps.

No więc parking; stąd zaczynasz, i tu wrócisz, bo spacer jest kółeczkiem. Podążasz za ścieżką przez las. Po dojściu do rozwidlenia dróg kierujesz się w prawo, dość ostro w dół. Pierwszy wodospad jest już niedaleko.

DSC_0211

DSC_0217

DSC_0228Z tego miejsca teoretycznie powinieneś zawrócić do ścieżki wyjściowej.. i ja zupełnie nie zachęcam do żadnej nieodpowiedzialnej niesubordynacji.. ale gdybyś, załóżmy, posiadał te paskudne cechy charakteru, np. skłonność do łamania zakazów, podejmowania niewielkiego ryzyka.. do czego oczywiście, jak mówię, nie zachęcam.. i dajmy na to zachował elementarną ostrożność..

nm.jpg DSC_0267 DSC_0237to (jak słyszałam) kontynuując spacer ‚zamkniętą’ ścieżką dojdziesz do przepięknego, nieco odosobnionego wodospadu o malowniczej nazwie Sgwd Isaf Clun-Gwyn. Według mnie, ukryta perła Wodospadowego Szlaku. Dla tych, którzy są praworządni i się słuchają, całkiem słusznie,  dodam, że do wodospadu można też dotrzeć od drugiej, legalnej strony, ale mało kto dociera, bo dojście wymaga pewnego wysiłku, trzeba iść pod górę często po kamieniach i korzeniach, nie jest to specjalnie wygodne, aczkolwiek nie takie znowu straszne.

sgw

5Podążając dalej wzdłuż rzeki i po kierunkowskazach dojdziesz do kolejnych dwóch wodospadów, w tym jednym wysokim, o nazwie Eira, do którego trzeba sobie zejść drewnianą ścieżką ostro w dół i za którym można przejść w sprzyjających warunkach pogodowych. Przy wodospadach można czasem spotkać poszukiwaczy mocnych wrażeń zażywających kąpieli w lodowatych wodospadowych wodach.

wodospNa tym szlaku nie da rady się zgubić. Jeśli nie wiesz gdzie iść, to podążaj wzdłuż rzeki, a prędzej czy później dojdziesz do kolejnego wodospadu albo drewnianych kierunkowskazów. Mapka u góry powinna dać ci ogólny pogląd na to co i gdzie; ale jeśli myślisz o poważniejszej eksploracji tych terenów to warto zaopatrzyć się w jakąś sensowniejszą. Sama sobie od lat sobie powtarzam że powinnam, może w końcu to zrobię. Zdecydowanie nie wybierałabym się w te rejony w klapkach. Widziałam panie przechadzające się rekreacyjnie do pierwszego z brzegu wodospadu w sandałkach, no ale widocznie nikt im nie powiedział, że Ciechocinek to w drugą stronę. Fotografom szczególnie polecam ten szlak jesienią, wybarwiające się pięknie liście stają się dodatkowym bonusem.

Najlepszy czas na wizytę: wodospady są najatrakcyjniejsze po obfitych opadach, ale uwaga: może być ślisko. Zachowaj ostrożność.

_____________

Info praktyczne:

Lokalizacja: dolina Neath, przy wiosce Ystradfellte, park narodowy Brecon Beacons. Orientacyjny kod pocztowy dla nawigacji satelitarnej: CF44 9JE.

Rodzaj szlaku:  pagórkowaty, leśny, rzeka + wodospady.

Trudność: częściowo łatwa, miejscami średnia.

Dystans: 3.8 mil, czyli około 6km, ale momentami dłuższe dość strome podejścia, można się zmęczyć.

Udogodnienia: parking płatny (ostatnio £4 za dzień) niestrzeżony.

wodo

Idealny weekend w Mynydd Preseli / Pembrokeshire

10Przepis na idealny walijski weekend: bierzesz kilka pagórków, jedno dobrej jakości b&b, kilka sympatycznych wioseczek z charakterem, garść nieznajomych wędrowców i wygodne buty; zalewasz wszystko szklanicą zimnej shandy (piwo z lemoniadą) i przypiekasz na słońcu. Trudno to przebić.

24 Wzgórza Preseli (walijskie Mynydd Preseli) są niewysokie i łagodne jak krowie spojrzenie; od strony północnej przylegają do zatoki Cardigan a od południa łączą się z parkiem narodowym Pembrokeshire. To jedno z moich ulubionych miejsc w Walii; pierwsze na emigracji, z którym poczułam realną więź. Trudno żeby nie, skoro starłam na nim nogi po kolana. Polski pot, krew i łzy wsiąkły w tę ciepłą ziemię.

25Kiedy byłam tu po raz pierwszy kilka lat temu, było mokro i ponuro i aż tak jakoś nienaturalnie cicho; miało się wrażenie, jakby lada moment zza kolejnej spowitej mgłą kupki skał miał wyskoczyć obłąkany morderca z maczetą krzycząc straszliwy brytyjski okrzyk wojenny: ‘would you like a cup of tea, dear?’. Przy ładnej pogodzie to zupełnie inne miejsce.

23Na wzgórzach Preseli trudno się zgubić, ale dla chcącego nic trudnego, jak zawsze twierdzę. Największego wzgórza w okolicy, widocznego ze wszystkich stron, szukaliśmy aż dwa razy. Za drugim razem, już po wystrzeleniu korków od szampana, dowiedziałam się od przebiegającej obok żwawym truchtem grupy osiemdziesięciolatków że, a ha ha ha, to nie tu, kochanieńka. To tam, dalej, o taaaaaaaaaaaaaam, przez to mokradełko i do góry. Dalej, myślę, przez mokredełko, w które wpadnę po kosteczkę i o’matko, znowu do góry. Tereniu, daj mi trochę wody i proszek bromowy, bo czuję nadchodzący globus. Jakaś godzinka, dodaje radośnie krucha staruszeczka i popyla dalej z mocą taranu.

27Ludzie, których spotyka się na szlakach, lubią pogadać; wszyscy wiedzą, że znajomość, jakkolwiek zwykle miła, jest chwilowa, więc każdy chce powiedzieć jak najwięcej, głównie gdzie to nie chodził i na co to się nie wspiął. Próbowałam powiedzieć coś  przechwalczego o Bridgend, po którym ostatecznie chodzę codziennie, ale nikomu nie zaimponowałam, zupełnie nie wiem, dlaczego. Czasami na szlakach zdarzają się nieporozumienia w kwestii gdzie to my się tak naprawdę znajdujemy; do walki na palce wskazujące włączają się kompasy, mapy i telefony do przyjaciela; koniec końców wszyscy rozbiegają się po okolicy w absolutnym braku konsensusu,  gardząc ignorancją oponentów.

34Dwie położone obok siebie wioseczki są idealnym punktem wyjściowym do włóczęgi po wzgórzach. Pierwsza to Maenclochog, w której jest sklep i stacja benzynowa, a  druga to maciupeńka Rosebush, w której głodny wędrowiec dość szybko odkrywa Dwa Lokale. Jeden z nich to duży pizgająco czerwony pub z widokiem na Preseli i makietą stacji kolejowej wydającej odgłosy nadjeżdżającej ciuchci. Pizgający pub z dumą oferuje walijską muzykę folkową oraz, jak głosi wieść gminna, to samo menu od 12 lat, pomimo wielu prób zamachu na tradycję popełnianych przez kolejnych zdesperowanych szefów kuchni. Menu Tafarn Sync szczyci się również bogatą ofertą wegetariańską. Długo nie mogłam się zdecydować czy wybrać lazanię czy lazanię; w końcu zdecydowałam się na lazanię, ale była taka sobie, więc myślę, że następnym razem spróbuję lazanii.

Poza tym, niewiele rzeczy przebija zimną shandy (piwo z lemoniadą) wypitą w pizgającym ogródku Z Widokiem po powrocie z włóczęgi.

29Drugi lokal o nazwie The Old Post Office jest nieduży, cudaczny i z atmosferą, a sympatyczna landlady nie tylko życzliwie i od ręki zmontuje głodnemu posiłek poza oficjalnymi godzinami urzędowania, i to z uwzględnieniem najróżniejszych dziwactw dietowych, ale jeszcze dorzuci sto historyjek gratis; to lubimy.

W Rosebush mają też farmę produkującą sery, która zachęca potencjalnego nabywcę tymi słowy:

31Okolica obfituje również w faunę i florę; np. latem, żeby nie paść z głodu próbując znaleźć najwyższe wzgórze w okolicy można sobie nazbierać rosnących wszędzie masowo poziomek:

32.. albo poznać nowych przyjaciół:

33

Wzgórza Preseli są również znane ze sporej ilości prehistorycznych artefaktów, np. formacji kamiennych czy neolitycznych grobowców.

Na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, jeśli zachęcony tą relacją wybierzesz się do Preseli i będzie szaro, buro i ogólnie nieciekawie. Deszcz pada w Walii przez 65% dni w roku i trzeba się z tym liczyć. Tym niemniej, jak już nie pada, to jest pięknie.28

Info dodatkowe: w okolicy można bez większego problemu znaleźć zakwaterowanie o niemal każdym standardzie, w tym pola namiotowe. Namiary na całkiem dobre b&b, gdyby ktoś życzył się szczególnie dobrze potraktować; rzecz nie jest może tania, ale idealna pod wieloma względami. Przez Mynydd Preseli przebiega kilka ścieżek rowerowych, między innymi 37-mio kilometrowa trasa z początkiem w położonym nieopodal uroczym miasteczku Newport.

W poszukiwaniu “Zielonego Mostu”

Dramatyczna linia brzegowa hrabstwa Pembrokeshire wchodzi w skład parku narodowego Pembrokeshire Coast National Park oraz Wales Coast Path, czyli ścieżki spacerowej obejmującej całe walijskie wybrzeże. Wales Coast Path połączyła istniejące uprzednio pomniejsze odrębne szlaki; jest bardzo dobrze zorganizowana, rzetelnie oznakowana oraz zabezpieczona w trudniejszych miejscach, co jest ważne o tyle, że klifowa linia brzegowa Walii jest nieustannie narażona na działanie ogromnych pływów i w związku z erozją miewa skłonności do nerwowych osuwów. Natura nieustannie pracuje nad zmianą kształtu Pembrokeshire.

Ukochana przez fotografów wyjątkowo przystojna formacja skalna zwana z niejasnych przyczyn Green Bridge of Wales, czyli “Zielony Most” (u góry strony), znajduje się na południu hrabstwa niedaleko miejscowości Castlemartin. Do “mostu” prowadzą boczne drogi, które przebiegają przez czynny poligon wojskowy i w związku z tym mogą być w określone dni, zwłaszcza robocze, zamknięte. Jeśli gdzieś po drodze zobaczysz powiewające czerwone flagi (nie wspominając o huku wystrzałów…), najlepiej zadekuj się w najbliższym pubie, kup sobie shandy i poczekaj aż skończą. Ewentualnie możesz wykonać szybki telefon z zapytaniem o dostęp do wybrzeża zanim wybierzesz się w podróż. Numer telefonu: 01646 662367. Albo zajrzeć na stronę informacyjną MoD.

Aby dostać się do Green Bridge kieruj się na drogę B4319. Jadąc nią (od Pembroke w kierunku Castlemartin) miej oczy szeroko otwarte, bo będziesz skręcał w pierwszą dróżkę w lewo, tuż za bazą wojskową Merrion (którą trudno przeoczyć, bo “pilnują jej” dwa potężne czołgi). Czasem wzdłuż drogi B4319 ustawione są pojemniki z mapkami, co jest uważam bardzo miłym gestem wobec zbłąkanego poszukiwacza formacji skalnych. Warto też dobrze sobie prześledzić trasę dojazdu na google maps. Poszukiwany przez ciebie parking nazywa się Stack Rocks. Nazwa pochodzi od innej formacji skalnej, którą zobaczysz w czasie spaceru. Nie jestem w stanie podać Ci kodu dla nawigacji satelitarnej, bo nie istnieje. Parking jest in the middle of nothing, jak mówią tubylcy.

Z parkingu kieruj się w stronę morza, a następnie wzdłuż klifu w prawo. To nie będzie bardzo długi spacer, ale bez wątpienia niesłychanie efektowny. Zwłaszcza, gdy zachodzące słońce oświetla na złoto klify, a spokojne morze leniwie opływa skały u ich podnóża. Nieco dłuższy spacer można sobie zafundować od klimatycznej klifowej kapliczki St Govan’s; opis przy innej okazji.

 

Zmierzyć się z Taff Trail

Taff Trail Taff Trail to jeden z najbardziej znanych, najlepiej zorganizowanych i opisanych szlaków w Walii. Jego nazwa pochodzi od rzeki Taff, jednej z głównych walijskich rzek, wzdłuż której w dużej części szlak przebiega. Nawiasem mówiąc, Taffy to również żartobliwe (czasem ironiczne) określenie Walijczyka. mapka-taff-trailTaff Trail zaczyna się w Cardiff Bay, następnie biegnie głównie lasami i wzdłuż zlikwidowanych torów kolejowych do Merthyr Tydfil. To część szlaku naznaczona jest dość gęsto pamiątkami po industrialnej przeszłości tych okolic, np. różnego rodzaju wiaduktami, tunelami itp; znakomita większość przebiega po drogach wolnych od ruchu samochodowego.
bnhBeFunky_P1090800Za Merthyr Tydfil zaczyna się bardzo malownicza i zdecydowanie bardziej wymagająca górska część trasy. Szlak przebiega przez Brecon Beacons, górski park narodowy. Kilka mil przed Brecon szlak łączy się z kanałem Brecon-Abergavenny i łagodnie finiszuje w samym centrum miasteczka.
24581
7Szlak jest popularny tak wśród rowerzystów, jak i pieszych. Mało kto pokonuje go za jednym podejściem; na nogach jest to praktycznie niemożliwe, chyba, że ktoś ma fantastyczną kondycję. Najlepiej podzielić go sobie na segmenty i łagodnie eksplorować. Właściwie przy każdym ‚oficjalnym’ segmencie trasy można gdzieś zaparkować. Segmenty można zobaczyć np. o, tutaj. Warto zwrócić szczególną uwagę na małą miejscowość Aberfan, w której znajduje się cmentarz upamiętniający ofiary katastrofy z 1966r, w której na skutek zejścia lawiny z kopalnianej hałdy zginęło 116 dzieci z miejscowej szkoły. Echa tragedii są wciąż niesamowicie żywe wśród lokalnej społeczności; każdy mieszkaniec tego kraju o niej słyszał.  Białe pomniki są widoczne z trasy, ale warto się tam zatrzymać na chwilę refleksji.
aberfCo prawda wzdłuż Taff Trail można co rusz napotkać jakąś kafeję lub pub, w których można uzupełnić utracone kalorie, ale na etap górski zalecam posiadanie chociażby jakiegoś batona energetycznego; a już na pewno nie wolno zapominać o butli z wodą. Przypominam też nienachalnie o zwracaniu uwagi na zmienną aurę. Ostatecznie to góry, chociaż nieprzesadnie wysokie; zawsze trzeba być przygotowanym na pogorszenie pogody.
To bardzo przyjemny i satysfakcjonujący szlak.
______________
Info praktyczne:
Lokalizacja szlaku: Walia południowa, pomiędzy Cardiff i Brecon, szlak biegnie m.in. przez park narodowy Brecon Beacons.
Trasa pokrywa się z krajową ścieżką rowerową nr 8.
Rodzaj szlaku: pieszy i rowerowy, początkowo nizinny, przechodzący w górzysty.
Trudność: początkowo łatwy, potem coraz bardziej wymagający.
Dystans: całość 55 mil = 88 km.
Udogodnienia: dość częste parkingi, w miejscowościach wzdłuż szlaku kafeje i toalety.
 DSCN3092

Witajcie w naszej bajce

Strona, na którą właśnie patrzysz, powstaje z miłości do kraju, o którym świat tak naprawdę niewiele wie. Może właśnie dzięki temu zachowało się w nim tyle nieskażonego naturalnego piękna.

Naszą ambicją jest stworzenie pierwszego kompleksowego przewodnika po Walii w języku polskim, z którego będą mogli korzystać nie tylko rodacy mieszkający w UK ale także ci, którzy postanowią spędzić tu urlop czy chociażby jedynie długi weekend. Praca nad stroną trwa; to ogromny projekt, któremu niestety możemy poświęcić jedynie skromną część naszego czasu. Smok Walijski jest przedsięwzięciem niekomercyjnym, powstaje z pasji i zawiera wyłącznie przetestowane przez nas rekomendacje. Garść informacji o nas znajdziesz tutaj.

Rozejrzyj się, skorzystaj, skomentuj, polub, zarekomenduj. Niech wieść idzie w świat. Że jest taki zielony kraj z dziwnym językiem i ze smokiem na fladze; grają tam w rugby, nie interesują się polityką, a nieznajomi uśmiechają się do siebie na ulicy. Dość często tu pada, ale pogoda jest podobno stanem umysłu, więc myśl pozytywnie, kup nieprzemakalną kurtkę i dobre buty i będzie dobrze.

Witaj w Walii.

Croeso i Gymru - Witaj w Walii

Witryna Smok Walijski jest naszą własnością i efektem wytężonej pracy, często zarwanych nocy i bezinteresownego oddania sprawie. Dlatego prosimy nie kopiować zawartych w niej tekstów ani zdjęć bez uprzedniego zapytania lub podania źródła. Dziękujemy za zrozumienie.

Od czasu do czasu możesz zobaczyć na tej stronie reklamy. Są umieszczane tam przez wordpress, który jest hostem i właścicielem szablonu strony; nie mają z nami nic wspólnego i niestety nic nie możemy z nimi w tej chwili zrobić. To cena którą płacimy za darmowy serwis.